„Wiedźmin” sezon 1. – Geralt o jakim marzyłem

„Wiedźmin” był zdecydowanie najbardziej oczekiwanym serialem 2019 r. w Polsce. W końcu bohater, który narodził się w umyśle jednego z naszych rodaków pełną parą ruszył na podbój światowej popkultury. Po serii bestsellerowych gier wideo, Geralt z Rivii stał się na tyle popularny, że o jego usługi zabiegał sam Netflix. Było jednak sporo obaw co do tego czy ten specyficzny, bardzo słowiański klimat historii Wiedźmina uda się przekuć w stojący na wysokim poziomie serial, który nie tylko zaspokoi potrzeby fanów, ale przede wszystkim zachęci do oglądani nowych widzów. Sprawdźmy czy ta sztuka się udała.

Osiem odcinków, z czego każdy trwa  około godziny. Tak została skonstruowana pierwsza część historii Wiedźmina. Nie jest to jednak konstrukcja prosta, ale o tym za chwilę. Zaczynamy od sceny, która ma miejsce gdzieś w mrocznych zakątkach lasu. Główny bohater toczy pojedynek na śmierć i życie z okropnym potworem, kikimorą. Powoli zostajemy wprowadzani w fantastyczny, tajemniczy świat pełen potworów, magii i wojen. Powoli zostają też zaprezentowani nam główni gracze z Geraltem na czele.

Z początku można czuć się nieco zagubionym w tym świecie. Pada mnóstwo dziwnych nazw czy imion, które ciężko spamiętać. Dodatkowo przeskakujemy między wątkami trójki bohaterów zanim jesteśmy w stanie ich dobrze poznać. Przydałaby się mapa w rogu ekranu telewizora, to z pewnością by pomogło.Przejdźmy do głównych bohaterów. W ten sposób powinno być łatwiej zrozumieć całą historię. Mamy Geralta, małomównego Wiedźmina, który para się zabijaniem potworów za pieniądze, podróżując na swoim wiernym koniu Płotce od jednej mieściny do następnej, od jednego zlecenia do kolejnego. Po drodze napotyka zazwyczaj mnóstwo kłopotów, do których najchętniej by się nie mieszał. Geralt to pozbawiony emocji (to jeden z warunków zostania wiedźminem) twardziel, którego los – wbrew jego woli – zostaje spleciony z życiem pewnej księżniczki.

Tą księżniczką jest Ciri z królestwa Cintry. Przez atak królestwa Nilfgaardu zostaje ona zmuszona do ucieczki. Jej babcia mówi jej jedynie, że jej przeznaczeniem jest znaleźć wiedźmina, Geralta z Rivii i tak też dziewczyna robi. Śledzimy jej pełną wzlotów i upadków tułaczkę w poszukiwaniu nieznajomego. Z początku widzimy jak wywyższa się nad niektórymi poddanymi, ale szybko rozumie w jakiej sytuacji się znalazła i że może liczyć tylko na siebie, co w pewnym stopniu ją zmienia.

I jest jeszcze wiedźma. Wiedźma, która zaczyna od karmienia świń w chlebie by stać się jedną z najpotężniejszych wśród wszystkich magów. W przypadku Yennefer, bo o niej mowa, obserwujemy jej przemianę od zwykłej wieśniaczki do wszechmocnej czarownicy, poznając jej wyrzeczenia, motywacje i pragnienia. Los sprawił, że na swej drodze spotyka Geralta, choć można uznać, że ścieżki bohaterów splatają się dosyć przypadkowo, by nie powiedzieć zbyt przypadkowo.

Największym problemem z jakim spotkała i spotka się większość widzów serialu jest jego linia czasu. Gdzieś w połowie sezonu mamy pewność, że każda z trójki wyżej wspomnianych postaci ma własną linię czasu, które nie od razu się pokrywają. Problem w tym, że nie od początku da się to zaobserwować, a twórcy nie dają nam zbyt wielu wskazówek. Osoby zaznajomione z uniwersum „Wiedźmina” powinny same szybko zorientować się, że coś jest nie tak, ale każdy, kto z pierwszy raz styka się z serią może poczuć się zagubiony, a nawet zrezygnować przez to z dalszego oglądania!

Nie licząc dosyć powolnego i chaotycznego początku, cały pierwszy sezon ogląda się naprawdę świetnie. Nie miałem okazji czytać książek Andrzeja Sapkowskiego, ale część zaprezentowanych historii z serialu rozpoznałem dzięki znajomości polskiej produkcji sprzed kilkunastu lat z Michałem Żebrowskim w roli głównej. Show Netflixa, to jednak zupełnie inny poziom. 

Bardzo przyjemne dla oka są wszystkie krajobrazy i miejsca, w których toczy się akcja. Zdjęcia zrealizowano na Węgrzech, w Hiszpanii, a nawet w Polsce! Jest też sporo efektów specjalnych, w końcu w grę wchodzi walka z potworami i magia. Z tymi efektami jest różnie, bo choćby zaklęcie powodujące rozprzestrzenianie się ognia, czy kikimora z którą na samym początku walczy Geralt wyglądały trochę sztucznie, z kolei magiczne portale, czy insekto-podobna bestia bardzo mi się podobały.

Nie sposób nie wspomnieć o tych wszystkich walkach, zarówno na gołe pięści jak i na miecze. Dawno nie widziałem tak dobrych scen akcji w serialu! Nie dość, że potrafiły być naprawdę spektakularne, to jeszcze były w większości idealnie zorganizowane, a twórcy wiedzieli kiedy obraz powinien przyspieszyć, a kiedy może zwolnić. Gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że Henry Cavill sam wykonywał wiele ze scen kaskaderskich, całość staje się jeszcze bardziej imponująca. Generalnie, krew ściele się na wszystkie strony, nierzadko są ucinane głowy, a gruba kasa zainwestowana w te popisy z pewnością się zwróci.

Co do muzyki, to oryginalna ścieżka dźwiękowa (za tę odpowiadają Sonya Belousova i Giona Ostinelli) dobrze dopełnia przedstawione wydarzenia i wpada w ucho. Dla mnie to osiem odcinków minęło tak szybko, że nie byłem w stanie wystarczająco skupić się na dźwiękach granych melodii. Mogę wam tylko powiedzieć, że śpiewana przez Jaskra pieśń „Toss a coin to your Witcher” oraz wszystkie jego popisy wokalne były dla mnie bardzo irytujące i nie przypadły mi do gustu. Głos bohatera oraz muzyka jaką śpiewa zupełnie nie pasują mi do Wiedźmina.

Najbardziej obawiałem się jak w głównej roli poradzi sobie Henry Cavill. Im dłużej oglądałem tym bardziej te obawy rozpływały się w powietrzu i teraz uważam, że rola Geralta została świetnie obsadzona. Ten niski głos, świetne riposty, na które zazwyczaj składa się odmiana słowa „kurwa” oraz różnego rodzaju chrząknięcia, a przede wszystkim ta zimna niedostępność postaci, jej wyalienowanie i twardość tworzą obraz Wiedźmina prosto z mojej wyobraźni, a jako że tytułowy bohater w pełni się sprawdza, w ten sposób osiągnięto połowę sukcesu.

„Wiedźmin” jak najbardziej spełnił moje oczekiwania! Chciałem wielu walk, intrygujących wątków i tajemnic, a przede wszystkim oczekiwałem na fantastyczny świat i wszystko to dostałem. Warto przypomnieć sobie, że to dopiero początek, więc nie ma sensu doszukiwać się najmniejszych błędów, gdyż może być tylko lepiej. Widać, że Netflix o tą produkcję zadbał, zarówno pod względem kreatywnym jak i finansowym. Warto było czekać na taką adaptację przygód Geralta!

Ocena: 8/10

Leave a Reply