One Piece – recenzja 1. sezonu serialu

Nieraz sceptycznie wypowiadałem się na temat amerykańskich adaptacji japońskich seriali anime. Wynika to z faktu, że do tej pory nie spotkałem się z żadną na najwyższym poziomie. Co więcej, przytrafiło się kilka spektakularnych wpadek na tym polu na czele z Death Note od Netflixa. Popularna platforma streamingowa jednak się nie poddaje i tym razem na tapetę wzięła największego klasyka. Chodzi o wersję live-action najpopularniejszego i najlepiej sprzedającego się w Japonii (i nie tylko) od wielu, wielu lat tytułu, czyli o One Piece.

One Piece towarzyszy mi od dobrych kilkunastu lat. Sama historia rozpoczęła się w 1997 r. od mangi, której autorem jest Eiichiro Oda! Możecie zatem wyobrazić sobie jakie były oczekiwania fanów (w tym mnie) wobec tej serialowej wersji, o której wam dzisiaj opowiem.

Mój sceptycyzm w przypadku tego typu adaptacji wynika przede wszystkim z faktu, że ciężko jest mi je przyswoić bez odpowiedniej dawki realizmu, a trzeba podkreślić, że One Piece jest pełen wyolbrzymień, absurdalnego humoru, fikuśnie wyglądających, kolorowych postaci i krain. Stąd moje obawy, czy uda się chociaż uchwycić klimat tego tytułu. Na szczęście zostałem mile zaskoczony!

No to czym tak właściwie jest One Piece? Co to w ogóle oznacza? O co chodzi w tym tytule i o czym opowiada ten serial. To wszystko wyjaśnia nam pierwsza scena. Oto pojmany Gold Roger, najsłynniejszy z piratów ma za chwilę zostać poddany karze śmierci przez przedstawicieli Marynarki. Nim jednak do tego dochodzi zasiewa on w ludziach ziarno nadziei, przygody. Ogłasza, że gdzieś na wodach części świata zwanej Grand Line ukryty jest jego wielki skarb. To nie legenda. On istnieje naprawdę i każdy kto tego zechce może spróbować go zdobyć. Oto właśnie One Piece i tak oto zaczyna się wielka era piratów!

Głównym bohaterem serialu jest Monkey D. Luffy. Chłopak z małego miasteczka, będący pod czarem piratów, a przede wszystkim czerwonowłosego Shanksa pragnie zostać piratem. Gdy osiąga odpowiedni wiek w końcu wypływa ze swojej wioski by zrealizować swoje marzenia. W kolejnych odcinkach poznajemy historię i przeszłość bohatera oraz jego nowo zdobytych przyjaciół, którzy zostają członkami pirackiej załogi Luffy’ego. Jako, że znakiem rozpoznawczym chłopaka jest słomiany kapelusz nazywają się Słomkowymi piratami.

Przyznam szczerze, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony adaptacją tej kultowej japońskiej serii. Zacznijmy może od tego, że jest ona bardzo wierna oryginałowi. Twórcy nie mieszali zbyt wiele, wiedząc że scenariusz mają już w zasadzie gotowy, a teraz trzeba to tylko odpowiednio przedstawić dla widzów na całym świecie. Mamy kolorowych bohaterów o wyraźnych charakterach. Jest mnóstwo akcji i humoru. Ekspozycja świata i postaci jest przejrzysta i zrozumiała. Choć jeśli chodzi o sam poziom serialu możemy mówić o lekkiej sinusoidzie, to całościowo wypada naprawdę bardzo dobrze.

Zacznijmy od obsady. Casting trzeba w dużej mierze udać za udany. Chociaż nie dostrzeżecie tu raczej bardzo popularnych aktorów/aktorek to w swoich rolach spełniają się świetnie. Inaki Godoy, Emily Rudd, Mackenyu, Jacob Romero, Taz Skylar. Te nazwiska nie powiedzą wam zbyt wiele, ale po czasie będziecie chcieli się przekonać w jakich innych produkcjach zagrali.

Nawet gdy z początku ktoś mnie nie przekonywał, to z czasem w przypadku większości postaci, moje zdanie na ten temat się zmieniało. Szczególnie przekonał mnie występ trójki Luffy, Zoro, Nami, aczkolwiek podkreślę, że w mandze ci bohaterowie byli jeszcze bardziej wyolbrzymieni, ale nie wszystko dało się odpowiednio przedstawić w wersji live-action, na dodatek skierowanej do ludzi z każdego zakątka świata, a nie tylko rozumiejących humor i pewne nawiązania do kultury japońskiej.

Bardzo wyraźnie zaznaczono również strukturę i wątki, na których skupia się pierwszy sezon One Piece. Niemal każdy odcinek koncentruje się na innym bohaterze. Kapitan Luffy, jego prawa ręka i szermierz Zoro, nawigator Nami, Usopp, którego rolę ciężko określić oraz kucharz Sanji. Na tych bohaterach oraz ich historiach koncentruje się pierwszy sezon. Przy okazji dowiadujemy się kto będzie tutaj antagonistą. Z jednej strony mamy różnych piratów, którzy stają na drodze tworzącej się załogi Słomkowych, a z drugiej, mamy Marynarkę Wojenną, która wcale nie jest taka dobra i sprawiedliwa jakby mogło nam się wydawać.

Trochę słabiej ten pierwszy sezon prezentuje się jeśli chodzi o efekty specjalne, a przede wszystkim sceny walki, czyli jeden z najlepszych i najważniejszych elementów jeśli chodzi o One Piece. Walki wydają się być trochę zbyt wolne i przewidywalne. Wraz z rozwojem fabuły widać jednak pewną poprawę, więc jestem dobrej nadziej na przyszłość. Zresztą, w kolejnych wątkach z mangi te pojedynki są o wiele bardziej rozbudowane i spektakularne niż na początku, więc twórców czeka nie lada wyzwanie.

Jest coś z lekka kiczowatego, do bólu prostego w tym serialu, a z drugiej strony ogląda się go bardzo przyjemnie. Może to właśnie w tej prostocie tkwi siła One Piece’a? Choć wiele przedstawionych tu historii nie poruszyło mnie tak jak wtedy gdy czytałem mangę, czy oglądałem anime, to jednak wypadły one naprawdę przekonująco, biorąc pod uwagę jak bombastyczne są niektóre z nich.

One Piece to najbardziej udana amerykańska adaptacja anime jaką miałem okazję oglądać. Twórcom udało się zachować pewną równowagę między elementami zaczerpniętymi z mangi i anime oraz fragmentami, które całość miały w oczach widza urzeczywistnić i w miarę możliwości uwiarygodnić. Serial to dobra rozrywka, w której większość rzeczy zagrało jak należy. Jest prosty, ale z potencjałem na coś jeszcze lepszego. Warto się przekonać co ten świat piratów ma do zaoferowania.

Ocena: 7/10

Zdjęcia: Netflix

Leave a Reply