W ciągu ostatnich kilku lat, coraz więcej widzów krytykuje produkcje Marvela. Narzekają przede wszystkim na ich jakość w kwestii efektów specjalnych, scenariusza, a czasami nawet doboru aktorów i aktorek do konkretnych ról. Zapominają, że te tytuły mają stanowić dla odbiorcy rozrywkę. To nie muszą i nigdy nie będą arcydzieła kinematografii na miarę zdobywców Oscarów. Mamy się na nich dobrze bawić i na najnowszym z filmów z tego uniwersum The Marvels doskonale się bawiłem.
Carol Danvers, czyli Kapitan Marvel nie mieliśmy okazji widzieć na szklanym ekranie zbyt często. Dostała swój pierwszy solowy film, później pojawiła się w Avengers Endgame oraz w scenie po napisach w Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni. Nie miała zatem zbyt wiele okazji by się popisać choć inne tytuły rozbudowywały tę postać, jej świat, a przede wszystkim relacje z innymi postaciami.
W serialu WandaVision poznaliśmy Monikę Rambeau, dla której Carol była przybraną ciotką. Niestety, w kosmosie czekały ją ważniejsze wyzwania i choć obiecała, że wkrótce wróci do swojej najbliższej przyjaciółki i jej córki, tak się nie stało. Nie dziwi nas zatem, że ponowne spotkanie dwójki pełne jest napięcia i dyskomfortu. Równoważy to jednak zupełnie inna perspektywa na postać Kapitan Marvel. Perspektywa pewnej nastolatki z Jersey City.
Kamalę Khan poznaliśmy w serialu Ms. Marvel jako pełną energii i mającą fioła na punkcie Carol Danvers licealistkę. Za pomocą kosmicznej bransolety zyskała niezwykłe moce i została bohaterką swojego miasta. Przy okazji oddając swojego rodzaju hołd swojej idolce. Teraz, w wyniku poczynań potężnych kosmicznych sił oraz pewnej rządnej zemsty liderki ludu Kree losy trzech bohaterek zostają ze sobą splecione, a my wraz z nimi wyruszamy w barwną, pełną dynamicznej akcji i rozrywki kosmiczną przygodę.
Właśnie tym jest film The Marvels. Kosmiczną przygodą, która w centrum stawia relacje wyżej wymienionej trójki. Biorąc pod uwagę fakt, że Carol bardzo ciężko wychodzi nawiązywanie relacji z innymi i ma jeszcze sporo życiowych kwestii do przepracowania, a przede wszystkim niełatwo współpracuje się jej z innymi, czeka nas pełna zabawnych nieporozumień historia, która każdą z tytułowych heroin posuwa do przodu.

Efekty specjalne mają się według mnie naprawdę dobrze. Gdzieniegdzie widać pewne niedociągnięcia, ale nie odciągnęły mnie one od dobrej zabawy. Jeśli chodzi o kwestie zachowania logiki i tego typu spraw, to oczywiście zawsze w produkcjach Marvela powinno zachować się wobec nich pewien dystans. Rażących błędów tutaj nie mamy, może poza jedną sceną, w której Kamala zamieniając się miejscem z Carol nagle nie ma na sobie swojego kostiumu lecz zwykłe ciuchy. Można też przyczepić się do faktu, że nastolatka trochę zbyt łatwo odnajduje się w walce z kosmicznymi siłami. Poza tym większych problemów nie dostrzegłem.
W The Marvels odnajdujemy typowe dla tych produkcji połączenie akcji z humorem, lecz również bardzo pomysłowe, rozrywkowe rozwiązania. Takim jest chociażby planeta, której mieszkańcy porozumiewają się śpiewając. Przy okazji to miejsce przynosi nam naprawdę dużą niespodziankę związaną z Kapitan Marvel, na którą mało kto by wpadł. Pomysł z zamianą miejsc bohaterek także okazał się być fantastycznym rozwiązaniem. W scenach akcji nadaje on dynamiki i nieprzewidywalności, no i oczywiście wspomnianego już humoru.

Pewnie można by ponarzekać, że relacja Moniki z Carol zawiera w sobie pewien nie do końca wykorzystany element dramatyczny związany z opuszczeniem Ziemi przez tą pierwszą. Pamiętajmy jednak, że to nie jest tragedia, to nie jest film dramatyczny, ale kino rozrywkowe. Swoją drogą, Marvel według mnie i tak fajnie rozwiązuje całą sprawę, biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe filmu. Fakt, że Carol, Kamala i Monika przebywają razem, uczą się współpracy i siebie nawzajem, pomaga im rozprawić się z tymi animozjami.
W ogóle fantastycznie wypada ekranowa współpraca aktorek, wcielających się w główne bohaterki. Czuć między nimi chemię, a spoiwem całej trójki wydaje się być wiecznie naładowana pozytywną energią Iman Vellani. Wciąż miałem wątpliwości co do Brie Larson w roli Kapitan Marvel, ale tutaj zyskała w moich oczach. Wciąż czuję, że ma jeszcze sporo do pokazania jako superbohaterka, ale daję jej dużego plusa za tę nie do końca mogącą się odnaleźć w drużynie i w bliższych relacjach z innymi dziewczynę z kosmosu. Teyonah Parris wnosi do tego trio coś jeszcze innego, chłodny, kalkulujący rozum. Świetne trio.

Oddzielne miejsce należy się Nickowi Fury’emu i flerkenowi, czyli kosmicznemu kotu imieniem Goose. Już serial Tajna Inwazja pokazał, że to nie jest ten sam Fury co kiedyś, a tutaj nabiera to sensu. To nie jest już ten twardziel, który rzucał się czasem bez namysłu w wir akcji. To wciąż gość, któremu najbardziej na świecie zależy na bezpieczeństwie Ziemi, ale już nieco podstarzały. Jest w nim więcej humoru niż akcji i tutaj jak najbardziej mu to pasuje. Prawie spadłem z fotela w konwulsjach śmiechu, patrząc jak głaszcze koty (tak jest tu ich więcej). Zresztą rola flerkenów w The Marvels jest bardzo zaskakująca i przezabawna, a scena z utworem z musicalu Koty jest tak śmieszna, że doprowadziła mnie do łez.
Szybko minął mi seans filmu. To w końcu raptem 105 minut. Bawiłem się za to doskonale. Lepiej niż przy niejednej z ostatnich produkcji Marvela (z kilkoma wyjątkami). Tradycyjnie, kiepsko wypada postać złoczyńcy. Dar-Benn (w tej roli Zawe Ashton) ma co prawda naprawdę rozsądne motywacje, ale jak to często w MCU bywa, jest bardziej tłem dla poczynań bohaterów/bohaterek, których rozwój i relacje liczą się zdecydowanie bardziej. Ten fakt nie przeszkodził mi jednak w świetnej rozrywce.
Film zostawił nasze bohaterki w zupełnie innymi miejscu niż na początku, dając im nowe zadania i nowe pole do popisu. Jednocześnie, zaskakując widza, w szczególności sceną po napisach (tych pierwszych, nie ma sensu czekać do samego końca). Jeśli chcecie się dobrze bawić to jak najbardziej polecam wam udać się do kina na The Marvels. Jeśli jednak macie bardzo wygórowane wymagania i w tym fantastyczno-naukowym uniwersum szukacie głównie logiki, aktorskich uniesień i dopieszczonego do ostatniej literki scenariusza, to chyba coś wam się w głowach poprzewracało.
Ocena: 7/10
Zdjęcia: Marvel.com
