Great Teacher Onizuka tom 10 – recenzja mangi

Nic tak nie poprawia mi humoru jak szalone wybryki nauczyciela, który pragnie być najlepszym belfrem w historii. Legendą. Oczywiście, mowa o Onizuce, który powraca z kolejną porcją szalonych perypetii. Tym razem, Great Teacher Onizuka kręci się wokół jednego, za to rozbudowanego wątku, za który zabierzecie się z wielką ciekawością jak to wszystko może się zakończyć.

Onizuka już niejeden raz przekraczał granice. I niejednej osobie zalazł za skórę. Przyszedł zatem czas na zemstę. Tym razem bohater może w końcu nie wykaraskać się z tarapatów w które wpadł. Co więcej, początkowo nie jest w ogóle świadom tego co się dzieje, jak to on. Gdy jednak pewne fakty zaczynają wychodzić na jaw, młody nauczyciel wpada w panikę. By ocalić swoje dobre imię, a przede wszystkim jednego z uczniów zaczyna obmyślać naprawdę szalone i absurdalne pomysły. Najpierw powiedzmy jednak co tak właściwie się wydarzyło.

Gdybyście w swojej kieszeni znaleźli kupę forsy, to co byście zrobili? Niektórzy zapewne zgłosili by ten fakt na policję. Inni i tutaj w grę wchodzi Onizuka, po dłuższej chwili na zastanowienie wzięli by te pieniądze i zaczęli wydawać. Znając naszego bohatera, domyślamy się, że nastąpi to błyskawicznie, a później będzie tego żałował, co zresztą ma miejsce. A co gdy okaże się, że były to pieniądze przeznaczone na szkolną wycieczkę, które zresztą bez pozwolenia w pewne kwocie wykorzystał uczeń z biednej rodziny, Koji?

Wokół konsekwencji powyższych zajść toczy się fabuła dziesiątego już tomu Great Teacher Onizuka. Być może to właśnie ze względu na rozbudowany wątek, jest to najlepszy jak do tej pory tom mangi. Niby zaczyna się w typowy dla tej historii sposób, ale jednak poziom absurdu, a przede wszystkim rozmiar opałów, w które tym razem wplątał się Eikichi jest przeogromny.

Oczywiście, autor mangi nie byłby sobą gdyby w tym wątku istotnej roli nie odegrała sprośna natura głównego bohatera. Znalezioną kasę wydaje w końcu na panienki, ale istotną rolę odgrywa tu inna postać. To dobrze poznany przez nas w poprzednim tomie nauczyciel języka angielskiego i naczelny zboczuch oraz podglądacz pan Sakurai. Ten z kolei jest ofiarą szantażu chytrej Miyabi, której zawiść wobec nauczycieli nie zna granic. Intryga jest zatem naprawdę gęsta.

Nasz bohater musi wykombinować skąd wziąć kasę, a jego pomysły są zdecydowanie najzabawniejszym punktem programu w dziesiątym tomie Great Teacher Onizuka. Nie jest nawet w stanie opchnąć swojego motocykla w rozsądnej cenie. Wszystkie możliwe opcje są albo naprawdę dziwne jak, np. zbieranie zwłok oraz ich części albo absurdalne jak rysowanie własnych pieniędzy lub wzięcie udziału w loterii. Autor mangi jak zwykle w przewrotny sposób kieruje losy bohatera. Choć podświadomie spodziewamy się, że w jakiś przedziwny sposób Onizuka ocali swoją skórę i naprawi swoją sytuację to jednak nie jesteśmy w stanie przewidzieć w jak niedorzeczny sposób do tego dojdzie.

Jakby tego wszystkiego było mało, Toru Fujisawa po raz kolejny serwuje nam niezły cliffhanger. Gdy już wszystko wydaje się być jak należy ma miejsce zdarzenie, które starania i fuks Onizuki może zaprzepaścić! Nie ma litości pan autor dla swojego bohatera. No, ale to właśnie śmieszy czytelników i skłania do lektury kolejnych tomów. Jak to z komediami bywa, każdy kolejny wątek, czy gag musi być lepszy od poprzedniego byśmy chcieli się z nich śmiać. I tak właśnie jest w kolejnym, fantastycznym tomie Great Teacher Onizuka.

Ocena: 9/10

Leave a Reply