Yu Yu Hakusho – recenzja serialu

Jeszcze do niedawna byłem bardzo sceptycznie nastawiony do perspektywy serialowych i filmowych adaptacji anime. Tyczy się to zarówno produkcji japońskich jak i hollywoodzkich. Moje chłodne spojrzenie zmienił jednak netfliksowy One Piece, oglądając który bawiłem się świetnie. Uwierzyłem, że jest nadzieja na naprawdę fajne wersje live-action japońskich klasyków. Kolejnym tytułem od streamingowego giganta, któremu dałem szansę jest Yu Yu Hakusho.

Serial, o którym tym razem wam opowiem oparty jest na mandze pod tym samym tytułem wydawanej w latach 1990-94. Jej autorem jest Yoshihiro Togashi, którego możecie kojarzyć także z takiego komiksu jak Hunter x Hunter. Manga cieszyła się sporą popularnością i w latach 90. doczekała się również animowanej adaptacji. Teraz, po wielu latach przyszła pora na aktorski serial.

Głównym bohaterem tej historii jest chuligan, za nic mający sobie autorytety Yusuke Urameshi. Jest postrachem szkoły, popala fajki, wdaje się w bójki i nie boi się nawet nauczycieli. Jak się jednak okazuje, pozory potrafią mylić. Chłopak nosi w sobie dobro o czym przekonujemy się w bardzo złym dla niego momencie. Chodzi bowiem o chwilę jego śmierci, gdy ratuje dzieciaka spod kół pędzącej ciężarówki, tracąc przy tym życie.

W tym momencie zaczyna się robić ciekawie, bo Yusuke nie trafia ani do nieba, ani do piekła. Pozostaje duchem, gdyż jak wyjaśnia mu to przesłodka personifikacja śmierci Botan nie ma tam dla niego miejsca. Nikt nie spodziewał się bowiem, że poświęciłby się dla kogokolwiek, a jego śmierć jest zaskoczeniem dla wszystkich sił. Nadarza się jednak szansa by powrócił do życia i został detektywem ds. demonów i innych nadprzyrodzonych istot oraz wydarzeń.

Historia zaczyna się naprawdę skromnie. Powiedziałbym nawet, że niespecjalnie zachęca do dalszego oglądania. Trzeba dać jej chwilę by się rozkręciła. Yu Yu Hakusho to bowiem serial pełen niekończącej się, dynamicznej akcji. Robią wrażenie walki bohaterów oraz efekty specjalne, oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że jest to japońska produkcja, a nie hollywoodzkie widowisko o nieograniczonym budżecie.

Mamy zatem bohatera, który zdaje się olewać wszystko i wszystkich, ale któremu jednak zależy. Zależy na mamie oraz na przyjaciołach, a tych z czasem ma coraz więcej. Fabuła tego króciutkiego serialu zamknięta została w pięciu odcinkach i koncentruje się wokół dwóch głównych wątków. Jeden z nich dotyczy ekscentrycznego bogacza, który pragnie otworzyć przejście między światem ludzi i demonów, sprowadzając na Ziemię chaos i zniszczenie. Drugi dotyczy magicznych artefaktów, które główny bohater musi odzyskać, ale oba te wątki w pewnym momencie zazębiają się, prowadząc do spektakularnego finału.

Yu Yu Hakusho jest adaptacją mangi z gatunku shounen. Dla niewtajemniczonych powiem, że oznacza to obecność nadprzyrodzonych mocy i istot, o czym już wspomniałem, epickie walki oraz bohatera rosnącego w siłę wraz z każdą kolejną wygraną. Problem polega tutaj jednak na tym, że twórcy mają jedynie te pięć odcinków do dyspozycji.

Scenarzyści i reżyserzy strasznie się spieszą, co negatywnie odbija się nie tyle na fabule, co na bohaterach. Ja w tym czasie nie poczułem tej emocjonalnej więzi z żadnym z nich, która skłoniłaby mnie do kibicowania im, a w przypadku ich porażek, czy może nawet śmierci na rozpaczy i niezadowoleniu. A trzeba podkreślić, że mamy tutaj takie sceny i momenty, które są napisane właśnie tak by wywołać w nas te emocjonalne reakcje. Mają one swój wydźwięk, ale w moich oczach po prostu za słaby.

Jeden wątek pojawia się chwilę po następnym. Między to wszystko został jeszcze wrzucony trening Yusuke i jego rywala Kuwabary, który kończy się błyskawicznie. Zaraz potem zmierzamy już w kierunku finałowych konfrontacji bohaterów, a dopiero co nasz detektyw zajmował się magicznymi artefaktami. Za mało czasu mają twórcy na odpowiednią ekspozycję świata i bohaterów, a po tych pięciu odcinkach naprawdę widzę potencjał na wspaniały przygodowy serial.

Aktorsko serial wypada naprawdę fajnie. Czułem, że aktorzy i aktorki pasowali do odgrywanych przez siebie postaci. Naprawdę nie miałem do kogo się przyczepić. Wspomnę tylko, że sam nie miałem okazji przeczytać mangi, ani obejrzeć animacji, na podstawie których powstała produkcja Netflixa. Zdaję sobie sprawę, że zdanie wielu widzów może w związku z tym być zupełnie inne.

Z Yu Yu Hakusho bawiłem się naprawdę fajnie. Ostatecznie uważam jednak, że potencjał tej historii zdecydowanie nie został spełniony w tych pięciu odcinkach. mamy tu naprawdę efektowne walki z bardzo fajnymi popisami kaskaderskimi i efektami specjalnymi. W dodatku naprawdę dynamiczne i oryginalne. Mamy zarys ciekawego świata i postaci, które skłaniają nas do jego dalszej eksploracji. Są elementy dramatyczne i emocjonalne, lecz zbyt pobieżnie zarysowane, jakbyśmy jedynie zbadali powierzchnię, a to co najlepsze znajduje się pod nią. Niemniej, myślę że pod kątem rozrywki na pewno się nie znudzicie.

Ocena: 6,5/10

Zdjęcia: Netflix Geeked

Leave a Reply