Większość czytanych przeze mnie komiksów to w dużej mierze czysta rozrywka. Trafiają się jednak takie gatunki i tytuły w ciężkich i poważnych klimatach. W ich przypadku trzeba mówić nie o rozrywce, lecz o refleksji na różne tematy. Jedną z takich nowości od wydawnictwa Kotori jest manga, pt. Krew na szlaku.
Historia, której autorem jest Shūzō Oshimi zaczyna się dość tajemniczo i nietypowo. Przyglądamy się marce i jej synkowi, którzy podczas spaceru dostrzegli leżącego na poboczu kota. Nie rusza się, ani nie reaguje. Niestety, jest martwy. Dziecko, jak się później dowiadujemy mające wówczas dwa latka, zadaje pytanie dlaczego jest martwy. Odpowiada mu jedynie dziwny, a nawet niepokojący uśmiech mamy.
Bohaterem mangi jest Seiichi. 13-latek ma niezłe oceny i grupkę kolegów. Na dobre wchodzi w okres dojrzewania. Wydaje się jednak, że najbardziej zależy mu na dobrym zdaniu jego matki, Seiko. Ta z kolei sprawia wrażenie bardzo nadopiekuńczej, jakby nie dostrzegała, że jej syn dorasta i traktowała go wciąż jak małe dziecko. Widzimy, że nasz bohater nie jest najbardziej pewnym siebie, charyzmatycznym, towarzyskim chłopakiem, być może właśnie za sprawą tej nadopiekuńczości.
Nadchodzi lato. W domu Seiichiego coraz częściej pojawia się jego kuzyn Shigeru. Ten zdaje się nieco go wykorzystywać, a może raczej to nasz bohater daje się wykorzystywać krewnemu. Co więcej, pojawia się dziewczyna, która zaczyna wykazywać zainteresowanie chłopakiem. Dostrzegamy jednak niepewności nastolatka. Zdaje się jakby zdanie matki było najważniejsze w każdej kwestii. Im dłużej czytamy, tym bardziej zaczyna nam się wydawać, że z Seiko może być coś nie tak.

Akcja mangi toczy się spokojnym tempem. Niby nie dzieje się tu nic nadzwyczajnego, ale czuć atmosferę niepokoju. Czytelnik ma wrażenie, że wydarzy się coś złego. Ciężko jednak przewidzieć katastrofy, która ma miejsce w finale pierwszego tomu. Krew na szlaku kończy się bowiem wypadkiem na rodzinnej wycieczce. Wypadku, który tak naprawdę wypadkiem nie jest, lecz dziwnym sposobem troski o własne dziecko. Seiko zrzuca bowiem Shigeru w przepaść.
Pierwszy tom kończy się w najbardziej ekscytującym momencie. Czytelnik spodziewa się bowiem, że od momentu wspomnianego wyżej wypadku zaczną dziać się złe rzeczy. Im dłużej czytamy, tym bardziej jesteśmy ciekawi tego co autor tej historii ma nam do zaoferowania. Może się wydawać, że w tych kilku rozdziałach nie ma zbyt wiele treści. Dla mnie jest to jednak solidny, zachęcający do lektury wstęp do psychologicznego dramatu, który pokazuje jak jedno zdarzenie może wpłynąć na ludzką psychikę.
Do fabuły doskonale pasuje styl autora. Krew na szlaku w pierwszym tomie często skupia się na twarzach bohaterów i ich reakcjach na poszczególne wydarzenia. Wygląda to wręcz tak jakby Shūzō Oshimi był w stanie uchwycić ich w stresujących sytuacjach. Nadaje tym samym tej opowieści realizmu i sprawia, że czytelnik ma okazję przejrzeć się w lustrze, zobaczyć własne słabostki. Co więcej, świetnie sprawdza się formuła wspomnień Seiichiego, które uwypuklają charakter jego oraz Seiko i sugerują nadchodzącą katastrofę.

2024 dopiero co się zaczął, a już mamy bardzo mocną, wciągającą i szokującą mangę jaką jest Krew na szlaku. Autor w spokojnym tempie rozkłada na czynniki pierwsze relację między matką, a synem. Zastanawiamy się czy od początku z Seiko było coś nie tak, czy może coś w niej narastało i w końcu emocje znalazły ujście. Pierwszy tom mangi zostawia nas z mnóstwem pytań i zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po kontynuację.
Ocena: 8/10

Pewnie fani książek się ucieszą, ja nie przepadam za komiksami..
PolubieniePolubienie