Shōgun (2024) – recenzja serialu

Nie wiem jak wy, ale ja wciąż gdy tylko dowiaduje się o pracach nad nową wersją jakiegoś kultowego serialu czy filmu mam wielkie obawy. I to pomimo faktu, że niejedna taka produkcja okazała się być wbrew temu początkowemu strachowi udana. Tym bardziej ma to miejsce, gdy dany tytuł dotyka tematyki bliskiej memu sercu. Tak właśnie jest w przypadku nowego spojrzenia na powieść autorstwa Jamesa Clavella, pt. Shōgun.

Pierwszą adaptację powieści australijskiego pisarza widzowie mieli okazję zobaczyć w 1980 r. Tamta produkcja z Richardem Chamberlainem w roli głównej zdobyła trzy Złote Globy i cieszyła się uznaniem zarówno krytyków jak i szerokiej widowni. Limitowany serial był również bardzo popularny w naszym kraju jednak z racji swojego wieku nie załapałem się na ten tytuł.

Do nowej wersji Shōguna podchodziłem z czystą kartą, nie czytając powieści, ani nie oglądają serialu z poprzedniej epoki. Mam za to na koncie wiele doświadczeń z japońskimi filmami, serialami, animacjami, komiksami i książkami, a japońska kultura, sztuka czy historia interesuje mnie od dawna. Dlatego właśnie bardzo wiele oczekiwałem po tytule, który powstał dla stacji FX, a który w Polsce możemy oglądać na platformie Disney Plus.

Dziesięcioodcinkowy serial opowiada historię angielskiego żeglarza Johna Blackthorne’a, którego statek rozbija się u wybrzeża XVII w. Japonii. Bohater trafia na burzliwy okres w historii tego kraju, gdyż wówczas to umiera rządzący w imieniu niepełnoletniego następcy tronu Taikō. Władza zostaje podzielona między pięciu regentów, a jednym z nich jest pragnący objąć we władanie państwo Yoshii Toranaga. Regenci organizują jednak spisek na jego życie. W takich oto okolicznościach odnajdujemy rozbitego mężczyznę, który zostaje narzędziem, mającym przyczynić się do zmiany władzy w kraju.

W kolejnych odcinkach serialu przeplatają się dwa wątki. Z jednej strony przyglądamy się dążeniom Toranagi do realizacji jego snu o potędze i uzyskaniu tytułu Shōguna. Co znamienne, to pojęcie słyszymy dopiero w samym finale produkcji, ale wcale nie oznacza to, że mamy obsesję by dowiedzieć się co dokładnie ono oznacza. Z drugiej strony mamy Blackthorne’a, którego początkowym planem było doprowadzenie do wymiany handlowej między Japonią, a Holandią, a którego z czasem w pełni pochłonęła kultura i tradycja nieznanego mu świata. Jednocześnie widzimy jak coraz dłuższy pobyt w Japonii odmienia bohatera.

Shōgun w niezwykły sposób przybliża nam panujące w Japonii przełomu XVI i XVII w. tradycje i zwyczaje. Poznajemy je z perspektywy Blackthorne’a, często tak jak on będąc zaskoczonymi między innymi siłą ducha Japończyków, ich oddaniem panom czy ogromnym znaczeniem jakie przywiązują do honoru. Co istotne i na duży plus dla produkcji, Japończycy rozmawiają ze sobą po japońsku, a kontakt głównego bohatera z nimi jest podtrzymywany za sprawą tłumaczki pani Mariko czy portugalskich jezuitów.

Serial wygląda fantastycznie. Oglądając każdy odcinek odnosimy wrażenie jakbyśmy przenieśli się do Japonii i stali się częścią tamtych czasów. Sceny walki, które mamy okazję zobaczyć zostały nakręcone z ogromnym rozmachem. Odpowiednio podkreślają brutalność i okrucieństwo jakim potrafili wykazać się Japończycy. Widać, że twórcy nie szczędzili pieniędzy by ożywić historię z kart powieści Clavella.

Niezwykłe są również kreacje aktorskie. Wyważony Blackthorne, który nie jest absolutnie pozytywnym bohaterem, jest inteligentny i stara się poznać wroga by tę wiedzę później odpowiednio wykorzystać został fantastycznie zagrany przez Cosmo Jarvisa. Na ekranie błyszczy Hiroyuki Sanada w roli Toranagi, tworząc jedyną w swoim rodzaju postać wielkiego pana, wojskowego przywódcy i polityka w jednym. Niezwykły jest jego stoicyzm oraz emocje, które potrafi w odpowiednim momencie uwolnić.

Oprócz dwójki głównych bohaterów w obsadzie Shōguna mamy szansę zobaczyć także Annę Sawai, która sportretowała panią Mariko, naznaczoną hańbą z przeszłości, jedną z bardziej złożonych i najciekawszych żeńskich postaci w serialu. W pamięć zapadł mi Tadanobu Asano, który wcielił się w prostackiego, knującego lorda, ostatecznie wykazującego się jednak niezwykłym duchem i honorem. W produkcji zagrali też między innymi Takehiro Hira, Tommy Bastow czy Fumi Nikaido.

Nie każdemu musi przypaść do gustu powolne tempo serialu, który wedle własnej prędkości rozwija poszczególne wątki, roztaczając przed widzem pełny obraz rozgrywającej się w tle intrygi. Pozwala to jednak nam wyłapywać różne elementy kultury, tradycji czy nawet krajobrazu Japonii, chłonąć wszystko w 100%. Jest w tej historii coś magicznego. Być może chodzi właśnie o tę odmienność kraju, do którego nas zabiera, a być może o to, że w tej odmienności dostrzegamy wiele podobieństw do tego co jest nam bliskie.

Shōgun to absolutne must-see dla każdego miłośnika seriali. Uważam, że za sprawą tego tytułu wiele osób zainteresuje się niesamowitym krajem jakim jest Japonia. W niezwykle umiejętny sposób bazuje on na faktach historycznych oraz powieści Clavella, roztaczając przed nami sen o potędze. Wyjątkowo spodobał mi się finał, który wcale nie odpowiada jednoznacznie na to czy kampania Toranagi zakończy się pomyślnie, ani kiedy i jak Blackthorne powróci do domu niejako zostawiając to wyobraźni widzów. Koniecznie zajrzyjcie na Disney Plus i poznajcie tę opowieść!

Ocena: 8/10

Zdjęcia: Disney Plus

Leave a Reply