Scott Pilgrim tom 4 – recenzja komiksu

Dojrzewanie wiąże się z podejmowaniem trudnych życiowych decyzji. W końcu trzeba dorosnąć i w jakimś stopniu spoważnieć. Przez trzy tomy tytułowy bohater komiksu Scott Pilgrim zdawał się w ogóle tego nie dostrzegać. W końcu nadeszła jednak na zaskakujące czytelnika zmiany w życiu młodego Kanadyjczyka. Gotowi?

Scott strasznie zmaga się z samym sobą w czwartym tomie komiksu Bryana Lee O’Malleya. Zdaje się, że swój obecny tryb funkcjonowania uważa za sposób na bycie postrzeganym jako fajowy luzak. Dlatego ciągle brnie w bezrobocie, w jakimś stopniu żerując na swoich przyjaciołach. Czy to lato, zastój w związku, kolejna dziewczyna z przeszłości oraz eks Ramony. Coś sprawia, że nasz bohater staje twarzą w twarz ze swoimi lękami i w końcu robi krok na przód.

Przyznam szczerze, że poprzedni tom nieco mnie znużył. Niby trzymał wysoki poziom serii, ale miałem wrażenie, że tempo siadło, a historia przynajmniej na chwilę stanęła w miejscu. Czwarty tom Scotta Pilgrima wchodzi jednak na najwyższy poziom i rozwija jakiekolwiek wątpliwości jakie mogłem mieć na temat tego tytułu. Powodów jest kilka.

Po pierwsze, nasz bohater się rozwija. Miałem wrażenie, że już do tego nie dojdzie, ale autor komiksu nie po raz pierwszy mnie zaskoczył. Scott wyjątkowo walczy z samym sobą na kartach czwartego tomu. Robi podchody do swoich znajomych, ale nie potrafi wprost wyrazić swoich potrzeb. Musiał znaleźć się w naprawdę podbramkowej sytuacji jaką jest perspektywa zbliżającej się eksmisji by wziąć się w garść jak przystało na 25-latka. Autor przedstawia nam te zmagania w wiarygodny, a przy okazji zabawny sposób i chwała mu za to.

Po drugie, O’Malley jak zwykle w punkt trafia z pokazaniem nam codziennego życia młodych milenialsów. Obserwujemy spotkania paczki przyjaciół, wypady do baru i rozmowy na wszelkie tematy od tak banalnych jak noszenie spodni w mieszkaniu po te zdecydowanie poważniejsze jak unoszące się w głowach wszystkich pytanie kiedy w końcu Scott wyzna miłość Ramonie. Bo zdaje się, że to właśnie jest miłość.

Po trzecie Scott Pilgrim to oczywiście porządna dawka akcji. Ponownie widzimy stylizację na gry wideo, gdy nasz rozwijający się bohater zdobywa punkty doświadczenia, a jego wyznanie miłości sprawia, że zyskał „moc miłości”, a ta wiąże się z magicznym mieczem. Jest to jak znalazł gdyż w tym tomie mamy sporo wymachiwania tym orężem, a w szczególności mieczem samurajskim pewnego, z początku tajemniczego Azjaty.

Ten tom jest wyjątkowo wybuchowy, zabawny i ekscytujący. Jest pełen niespodzianek i kolejnej porcji odniesień do popkultury. Od walki na samurajskie miecze, pod które chciałoby się podłożyć ścieżkę dźwiękową rodem z Kill Billa, aż po nowe poziomy perypetii Scotta nacechowane elementami gier wideo. Jakby tego było mało, autor w finale podsyca atmosferę, zdradzając kolejną tajemnicę dotyczącą Ramony i zapowiadając starcie z bliźniakami w następnej części Scotta Pilgrima.

Zgodnie z podtytułem tego tomu, nasz bohater ogarnia i zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po kolejny rozdział jego (nie)zwykłej egzystencji.

Ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania komiksu chciałbym podziękować wydawnictwu NAGLE!

We własny egzemplarz komiksu możecie zaopatrzyć się pod poniższym linkiem:

Leave a Reply