Deadpool. Póki śmierć nas… – recenzja komiksu

W kinach króluje Deadpool i Wolverine, ale w komiksach wciąż nie brakuje ciekawych, oryginalnych historii, przedstawiających perypetie wyszczekanego najemnika. Po kim jak po kim, ale po tym bohaterze Marvela możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Chociażby ślubu z władczynią świata potworów, a następnie wielkiego konfliktu, który zagraża życiu na całej Ziemi. Przygotujcie się na jeszcze więcej niespodzianek w komiksie Deadpool. Póki śmierć nas….

Ludzie i potwory jakoś nigdy specjalnie za sobą nie przepadali. Co się zatem wydarzy, gdy jeden z potworów przekroczy granicę swojego świata i wejdzie w drogę przestraszonym ludziom? Na dodatek w nowojorskim metrze?! To już koniec miesiąca miodowego Deadpoola, a początek kolejnej kabały, w którą przypadkowo zostaje wplątany bohater. Teraz będzie musiał wybrać między miłością, a wrodzoną chęcią do wykazania się jako obrońca ludzkości.

Deadpool wkracza w mroczne klimaty, aczkolwiek wciąż z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru, które rozświetla ten komiks. No więc, co tym razem czeka popularnego bohatera? Sojusz ze Spider-Manem i pewną młodą potomkinią sławnego zabójcy wampirów. To na początek. Potem robi się jeszcze ciekawiej, bo do pomocy werbuje samego Draculę, z którego nie tak dawno wysłał na emeryturę. To jednak dopiero początek niespodzianek!

Komiks Deadpool. Póki śmierć nas… robi dobry użytek z galerii potworów. Pojawia się Wilkołak Nocą, Żywa Mumia, Frankenstein czy Niewidzialny Człowiek i choć ich występ ma tutaj raczej humorystyczny wydźwięk, to już sama ich obecność dodaje komiksowi kolorytu. Twórcy komiksu wykazują się swoją drogą niezwykłym poczuciem humoru, sprowadzając przerażające potwory do elementów naprawdę śmiesznych żartów, by wspomnieć o Drakuli w gaciach w serduszka, grającego na konsoli ze swoim śmiertelnym wrogiem.

Wątkiem przewodnim komiksu jest nowa rola naszego bohatera, który jest teraz mężem. Ciężko to sobie wyobrazić, ale taka jest prawda. I niemal od razu zostaje wystawiony na próbę, biedaczek. Na jaw wychodzą kompleksy Deadpoola, który będzie musiał zmierzyć się z rzeczywistością, czego zdecydowanie nie lubi robić.

Jednym z najjaśniejszych punktów Deadpool. Póki śmierć nas… jest współpraca tytułowego najemnika ze Spider-Manem, któremu wyjątkowo udziela się klimat komiksu i częściej niż zwykle popada w komediowe tony. Pomyślałby kto, że to Deadpool będzie dominującym członkiem tego partnerstwa, ale tak nie jest. No i te żarciki przyjaznego pająka z sąsiedztwa, który „rozesłał na ten temat notatki i w ogóle” to dla mnie komediowe złoto.

Bardzo fajnym i rozbrajającym elementem komiksu jest również fakt, że potwory pragną własnych praw i wolności. Jest nawet mowa o wyborach, a konflikt między ludźmi, a potworami początkowo trafia przed oblicze sądu. Sam lepiej bym tego nie wymyślił. Potwory mają okazję się wykazać, choć tak naprawdę żaden z nich nie wybija się zbytnio na pierwszy plan, choć mamy tutaj mnóstwo barwnych postaci.

Świetnie bawiłem się z kolejną porcją szalonych perypetii Deadpoola. Wizualnie Deadpool. Póki śmierć nas… prezentuje się na wysokim, równym poziomie, zabierając czytelnika do nowojorskiego metra, na opanowany przez potwory Manhattan, do siedziby Parker Industries, a nawet do domu Drakuli. Humor idealnie miesza się z tymi potwornymi, mrocznymi klimatami, a życie głównego bohatera zmienia się na naszych oczach. Jeśli szukacie solidnej dawki rozrywki, to tutaj zdecydowanie ją znajdziecie!

Ocena: 7/10

Leave a Reply