Diuna: Proroctwo – recenzja 1. sezonu

Jak się okazuje, walka o władzę jest bardziej ekscytująca niż mogłoby się wydawać. Dobitnie uzmysłowiła nam to popularność serialu Gra o tron. Idąc za ciosem, HBO postanowiło przenieść pewne charakterystyczne elementy swojego przeboju w kosmos, łącząc je z inną popularnie obecnie franczyzą Diuny. W ten oto sposób otrzymaliśmy 1. sezon serialu Diuna: Proroctwo.

Serial jest adaptacją powieści Zgromadzenie żeńskie z Diuny autorstwa Kevina J. Andersona oraz Briana Herberta, syna Franka Herberta, autora Diuny. Popularność filmowej serii Denisa Villeneuve’a zainspirowała studio Warner Bros. oraz producentów do mocniejszej inwestycji w to uniwersum, a trzeba podkreślić, że w świecie literatury składa się na nie ponad 20 tytułów!

Akcja serialu Diuna: Proroctwo toczy się na 10 000 lat przed wydarzeniami z dwóch filmów. Nie oznacza to jednak, że jej fabuła jest zupełnie oderwana od historii opowiedzianej w kinowych widowiskach. Serial rozbudowuje całe uniwersum, ale przede wszystkim daje nam zupełnie nową perspektywę na losy Paula Atrydy. Na przestrzeni sześciu odcinków 1. sezonu rozpościera się przed nami bowiem wielka intryga, rozgrywająca się za kulisami wielkiej polityki, a jej celem jest przejęcie władzy w Imperium.

Serial śledzi losy panujące imperatora Javicco Corrino, który stara się zapanować nad Imperium, które zmaga się z buntem, a wszystko, jak zwykle, rozchodzi się o Arrakis i przyprawę. Ten wątek przeplata się z historią sióstr Bene Gesserit, które pod wodzą Matki Przełożonej (Valya Harkonnen) stara się zrealizować wizję zmarłej Matki Raquelli by w przyszłości jedna z sióstr zasiadła na tronie. Jednocześnie, za kulisami wielkiej polityki siostry manipulują poczynaniami wielkich rodów by do doprowadzić do realizacji swoich zamiarów.

Z jednej strony obserwujemy historię Valyi oraz jej siostry Tuli i początków zakonu sióstr. Z drugiej, przyglądamy się panującemu w Imperium tumultowi i planom obalenia panującego władcy. Wraz z kolejnymi odcinkami kolejne wątki splatają się ze sobą, prowadząc do wybuchowego i zaskakującego finału. Jednakże, nim do niego dochodzimy, mamy okazję zachwycić się tym jak twórcy serialu, inspirując się powieścią, łączą ze sobą ścieżki Atrydów i Harkonnenów na wiele lat przez wydarzeniami z Diuny!

Trzeba przyznać, że Diuna: Proroctwo prezentuje iście kinową jakość. Naprawdę ma się wrażenie, że jest to dłuższy film podzielony na kilka odcinków. Scenografia, kostiumy, charakteryzacja i efekty specjalne pozwalają nam z łatwością poczuć się jak w kosmosie. Odwiedzamy różne części galaktyki i każda z nich na swój sposób robi wrażenie. Czy jest to pełna przepychu i monumentalna stolica Imperium, czy mroźna, nieprzyjazna planeta Harkonnenów albo skrywający tajemnice Wallach IX. Wizualnie serial wygląda po prostu wyśmienicie.

W ślad za warstwą wizualną produkcji idzie jego fabuła. Choć historia zaczyna się dosyć spokojnie, wprowadzając do historii kolejnych graczy, których losy będziemy śledzić, to wraz z następnymi odcinkami szybko się rozkręca. I naprawdę wciąga! Z ciekawością przyglądałem się walce o wpływy, intrygom sióstr, które jednocześnie zmagają się z wewnętrznym zagrożeniem. Trochę jak we wspomnianej na wstępie Grze o tron, każdy ma tutaj własny interes. Jednymi kieruje chęć zemsty, niektórymi strach, a inni szukają oparcia w życiu.

Barwni, interesujący bohaterowie stanowią podstawę kolorytu serialu. Tajemniczy Desmond Hart, który przeżywa spotkanie z wielkim czerwiem na Arrakis pojawia się w centrum wydarzeń i zaczyna mocno mieszać w historii, jednocześnie skrywając niezwykłe tajemnice. Nieugięta i pewna siebie Valya, przekonana o słuszności swoich działań, odrzucona przez własną rodzinę, zainspirowana siłą swojego ukochanego zmarłego brata dąży po trupach do celu. Niezwykle ciekawa jest postać imperatora Corrino. Ten jest bowiem po prostu słabym człowiekiem, który ulega innym, idzie na ustępstwa i tak naprawdę nie ma własnego zdania. Wszystko zdaje się zmierzać ku jego upadkowi, co jest równie fascynujące, gdyż wiemy, że jego dynastia będzie rządzić przez następne 10 000 lat!

W serialu nie brakuje erotyki i brutalności, które zdają się być nieodłączne w walce o władze. Diuna: Proroctwo nie przesadza jednak pod tym względem. Twórcom udaje się znakomicie zrównoważyć wszystkie elementy składowe historii. Choć od początku wydaje nam się, że zmierzają w określonym kierunku, powoli odkrywając kolejne jego aspekty, to i tak udaje im się zaskoczyć widza, w szczególności w finale 1. sezonu.

W tym miejscu pozwolę sobie na spoilery. Generalnie, wszystkie wątki wydały mi się naprawdę ciekawe i nie mogłem się doszukać jakichkolwiek elementów fabuły, do których mógłbym się przyczepić. Do każdego odcinka podchodziłem z wielkim zainteresowaniem. Każdy epizod potrafił jakoś mnie zaskoczyć, czy to gdy poznaliśmy prawdziwą tożsamość Desmonda Harta, czy przeszłość i poświęcenie Tuli, czy sekretną moc siostry Theodosii, której rola w planie Zgromadzenia okazuje się być ważniejsza niż mogło się wydawać.

Diuna: Proroctwo, to naprawdę świetny serial i doskonale uzupełnienie uniwersum Diuny. Świetna obsada (między innymi Mark Strong, Emily Watson, Olivia Williams, Travis Fimmel) i realizacja czyni ten tytuł równie dobrym i interesującym co kinowe filmy Denisa Villleneuve’a, choć na pewno z mniejszym budżetem. To tego typu historia, dzięki której co tydzień zastanawiasz się co będzie dalej i mimo wielu odpowiedzi na nurtujące cię pytania, wciąż pojawiają się kolejne. Zdecydowanie jedna z najmocniejszych propozycji HBO w tym roku.

Ocena: 8/10

Zdjęcia: HBO

Leave a Reply