Pewnego razu gdzieś na końcu świata tom 3 – recenzja komiksu

Po ponad pół roku oczekiwania, w końcu przyszło nam poznać zakończenie jednej z najbardziej oryginalnych, miłosnych historii, której akcja toczy się na postapokaliptycznej Ziemi. Tak. Dzisiaj chciałem podzielić się z wami moimi wrażeniami po lekturze finałowego tomu komiksu Pewnego razu gdzieś na końcu świata.

Akcja komiksu toczy się na spustoszonej ekologiczną katastrofą Ziemi, w której garstka ludzi próbuje wiązać koniec z końcem w nieprzyjaznym otoczeniu. Tam poznaliśmy Maceo i Mezzy, których w niezwykły sposób los połączył ze sobą. Widzieliśmy jak zakochują się w sobie, jak ich miłość dojrzewa, a wraz z nią marzenie o stworzeniu bezpiecznej przystani. Choć wszystko zmierzało w odpowiednim kierunku, w końcu szlag wszystko trafił, a piękna historia zaczęła się stawać koszmarem. Jednakże, czy jej finał będzie upiorny, czy pełen nadziei?

Trzeci tom komiksu Jasona Aarona przedstawia ostatni etap perypetii Maceo i Mezzy. Rozdzieleni po katastrofalnych skutkach ubocznych powstałych w wyniku pracy maszyny stworzonej przez Maceo, która doprowadziła do koca ich utopii, bohaterowie są już podstarzałymi, choć ciągle pełnymi energii osobami. Nie widzieli się od lat, lecz los chciał by spotkali się ponownie. Co prawda, w najgorszych z możliwych okolicznościach, gdy ich życie zostaje zagrożone, a świat chyli się ku upadkowi.

W finałowej części Pewnego razu gdzieś na końcu świata bohaterowie muszą połączyć siły by uratować to co najpierw sprowadziło do ich życia mnóstwo nienawiści, potem miłości, a następnie żalu i zgorzknienia, czyli świat. Ostatni tom komiksu stanowi emocjonalną refleksję bohaterów na temat ich relacji, w trakcie której staną oko w oko ze swoimi prawdziwymi emocjami, jednocześnie mierząc się z hordami zmutowanych łupieżców w epickiej, brutalnej i krwawej konfrontacji.

Pewnego razu gdzieś na końcu świata to najbardziej oryginalna historia apokaliptyczna z jaką miałem do czynienia. To emocjonalny roller-coaster, wizualny majstersztyk, który momentami jest jak niezły trip na kwasie lubi innych środkach odurzających. Na dodatek mamy jeszcze zaskakująco krwawą i pełną przemocy akcję, a to wszystko razem jest jak dynamit, którego lontu za nic nie chcielibyśmy zgasić.

To po prostu niesamowite jak barwny i interesujący świat zbudował Aaron na kartach komiksu. Wspierali go w tym niezwykle utalentowani artyści, którzy w różnych, ale bardzo charakterystycznych stylach pomogli ożywić jego wizję. Tefenkgi, gdy nasi bohaterowie są dzieciakami i dojrzewają, del Duca gdy są dorośli, a Dragotta w ostatnim tomie. Dzięki tej współpracy, czytelnik ma okazję zrozumieć, że miłość można odnaleźć w najdziwniejszych okolicznościach, ale również, że jest ona pełna wzlotów i upadków, i pracujemy nad nią całe nasze życie.

W tej kolorowej historii fantasy znalazło się mnóstwo miejsca na historię o miłości z życia wziętą. Myślę, że większość czytelników w jakimś stopniu będzie potrafiła utożsamić się z konkretnymi jej etapami, przez które przechodzą bohaterowie. Uczucia są niezwykle wiarygodna i po prostu prawdziwe. To najmocniejszy punkt i tak świetnego scenariusza. Ostatni tom Pewnego razu gdzieś na końcu świata dostarcza nam niezwykle satysfakcjonującego finału.

Miłość nie jest tematem, na który łatwo się rozmawia i nie zawsze jest pełna szczęścia, tęczy i szczeniaczków. Tym bardziej brawa należą się wszystkim twórcom komiksu, którzy na jego kartach wyciągnęli na wierzch zarówno to co dobre jak i to co złe i trudne w międzyludzkich relacjach. Jak dla mnie jest to absolutny must-have wśród komiksowych historii o miłości.

Ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania komiksu chciałbym podziękować wydawnictwu NAGLE!

We własny egzemplarz komiksu możecie zaopatrzyć się pod poniższym linkiem: https://www.naglecomics.pl/pewnego-razu-gdzies-na-koncu-swiata-ksiega-trzeci/3-232-141

Leave a Reply