Bodyguard (1992) – recenzja filmu

Jakiś czas temu pojawiły się informacje o tym, że kolejny film sprzed kilka dekad doczeka się zupełnie nowej wersji. Póki co nie znamy jeszcze szczegółów dotyczących tego projektu. Wiemy jednak, że dotyczy on jednego z najbardziej dochodowych filmów 1992 r., mimo negatywnych ocen krytyków i wielu nominacji do Złotych Malin. Tym filmem, który postanowiłem po wielu latach ponownie obejrzeć, jest Bodyguard.

Amerykański melodramat opowiada historię prywatnego ochroniarza, który dość niechętnie podejmuje się pracy ochrony odnoszącej sukcesy aktorki i piosenkarki. Rachel Marron jest u szczytu popularności, a nawet zdobywa nominację do Oscara, będąc faworytką do wygranej. Jednakże, ktoś czyha na jej życie, a jej obrona pozostawia wiele do życzenia. Tutaj do akcji wchodzi Frank Farmer, trzeźwo myślący, potrafiący oddzielić pracę od życia osobistego profesjonalista po przejściach. Po wielu niesnaskach, z czasem dwójkę zaczyna jednak coś łączyć…

Bodyguard to film o dosyć prostej historii, która potrafi jednak oddziaływać na widza. Nie jest to tytuł bez mankamentów. Trochę ich się tutaj znajdzie, ale muszę przyznać, że po ponad trzech dekadach od premiery, seans tego melodramatu naprawdę sprawił mi frajdę. Wciągnęła mnie ta prosta historia o uczuciu, które nie ma prawa zaistnieć.

Podstawowym problemem filmu jest fakt, że pomimo iż w główne role wcielają się gwiazdy, których gwiazdorską moc czujemy na ekranie, to jednak nie do końca sprawdzają się w swoich rolach. Ma się wrażenie pewnej sztuczności. Brakuje chemii i naturalności ich kreacjom. O ile nie specjalnie dziwi mnie to w przypadku Whitney Houston, która po prostu nie jest aktorką, a na dodatek zmagała się z osobistymi demonami, o tyle można mieć pewne zarzuty do Costnera, który powinien poprowadzić nie tylko swoją postać, lecz także wesprzeć gwiazdę muzyki pop.

Relacji bohaterów nie pomaga scenariusz. Choć akcja filmu Bodyguard toczy się w dość szybkim tempie i większość następujących po sobie wydarzeń absolutnie ma sens, to dla mnie zabrakło scen, które pokazałyby ewolucję, łączącej ich więzi. Zamiast tego od pierwszej randki, której Frank non-stop odmawia by dość szybko się na nią zgodzić, przechodzimy do zakończenia wieczoru seksem. Nie jest to wiarygodny sposób na przybliżenia widzowi ich zażyłości, prawda?

Film o romantycznej, w jakimś sensie zakazanej relacji, w którym ta relacja nie jest wiarygodna. Do tego dalekie od ideału kreacje głównych postaci. Brzmi to naprawdę słabo, a jednak ogląda się to naprawdę świetnie. Tych mankamentów w dużej mierze nie dostrzegałem przy pierwszym seansie i w ogóle nie przeszkadzały mi w czerpaniu przyjemności z oglądania filmu. Gdzieś z tyłu głowy miałem fakt, że nie jest to arcydzieło kinematografii, ale historia mnie wciągnęła. Naprawdę nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć.

Być może jednym z powodów tego, że Bodyguard, mimo różnych wad, wyjątkowo mi się spodobał, jest ta gwiazdorska moc, o której wspomniałem na wstępie recenzji. Whitney Houston jest niezaprzeczalną gwiazdą muzyki i wszystkie fragmenty, które filmu, które starają się to pokazać są wiarygodne. Sama ścieżka dźwiękowa i głos piosenkarki są nieziemskie i pomagają stworzyć odpowiedni klimat dla melodramatu. To zdecydowanie największy plus tego obrazu.

Co zaś tyczy się scen akcji, bo tych trochę tutaj mamy, to stoją one na różnym poziomie. Czasami wyglądają sztywnie i są jakby zrobione na siłę. Kiedy indziej wypadają naturalnie, są dynamiczne i posuwają fabułę w odpowiednim kierunku. Kevin Costner miał wówczas 37 lat, a jednak sprawia wrażenie starszego i zmęczonego, a to trochę kontrastuje z postacią, którą tutaj sportretował.

Choć aktorskie kreacje spisują się poniżej oczekiwań, scenariusz ma pewne luki, a romantyczna relacja wypada dość sztywno, to nasi główni bohaterowie są sympatyczni i chcemy im kibicować. Przyznają się do swoich win, zdają sobie sprawę z własnych błędów i wad, a to pomaga nam się z nimi utożsamić i załapać nić porozumienia. Teledyskowy klimat muzycznych scen przykuwa naszą uwagę.

Poza tym, gdzieś za połową filmu pojawia się niespodziewany zwrot akcji, który fabułę przedstawia nam w nowym świetle, gdy dowiadujemy się kto stoi za zamachem na gwiazdę muzyki. Scenariusz do tego momentu sprytnie wodzi nas za nos, sugerując, że dla Franka będzie to banalna sprawa, a później wywraca wszystko do góry nogami, a stawka tej gry staje się jeszcze wyższa, a historia ciekawsza.

Bodyguard, to mógłby być zdecydowanie lepszy film i być może jego remake taki właśnie będzie. Jednakże, mimo wielu wymienionych przeze mnie wad, nie są one w stanie przyćmić wciągającej historii. To solidna rozrywka z wielkimi gwiazdami w roli głównej, fantastycznym soundtrackiem i kilkoma sporymi niespodziankami i po wielu latach od premiery warto do tego tytułu wrócić.

Ocena: 6/10

Zdjęcia: Warner Bros. Pictures

Leave a Reply