Mission: Impossible – The Final Reckoning – recenzja filmu

Każda historia musi w końcu dobiec końca. Taka jest kolej rzeczy. Pożegnania bywają ciężkie, zwłaszcza jeśli ktoś jest w waszym życiu przez 30 lat! Tak właśnie jest w przypadku Ethana Hunta, którego ostatnią misję miałem okazję zobaczyć w filmie Mission: Impossible – The Final Reckoning. Czy jednak okazał się on być godnym pożegnaniem franczyzy Toma Cruise’a?

Film to tak naprawdę druga część historii, która rozpoczęła się w Mission: Impossible – Dead Reckoning z 2023 roku. Ethan Hunt i jego ekipa mierzą się ze sztuczną inteligencją, zwaną Bytem, która sieje dezinformacje i powoli zdobywa kolejne kody nuklearne wielkich mocarstw. Bohaterowie, postawieni przed najtrudniejszą jak do tej pory misją, będą musieli powstrzymać Byt, by nie dopuścić do wybuchy III wojny światowej i unicestwienia ludzkości.

Film jednocześnie doprowadza do końca historię rozpoczętą w poprzedniej części oraz podsumowuje całą serię, składając hołd wszystkim, którzy przyczynili się do jej sukcesu. Jest nostalgicznie, zwłaszcza na początku, a fanom może wręcz zakręcić się łezka w oku. Historia sięga, aż do pierwszego filmu, mamy nieoczekiwany powrót bohatera z przeszłości, a co najważniejsze, stawka, o jaką toczy się ta gra, nigdy nie była tak wysoka.

Mission: Impossible – The Final Reckoning wciągnęło mnie już od pierwszej sceny. Film trwa prawie trzy godziny, ale w ogóle tego nie odczułem. Dostałem tutaj wszystkie elementy charakterystyczne dla franczyzy, które tak jak w jej poprzednich odsłonach doskonale zadziałały. To znaczy, nie mogło zabraknąć zmiany twarzy, szaleńczych biegów Ethana Hunta, który przynajmniej w jednej scenie musi wskoczyć w garnitur, najbardziej spektakularnych i oryginalnych sekwencji akcji oraz solidnej dawki humoru.

Wszystkie powyższe elementy razem wzięte uczyniły cykl najlepszym przedstawicielem rozrywkowego kina akcji i dzięki nim ostatnia część jest jego satysfakcjonującym zwieńczeniem. Trzeba jednak zaznaczyć, że mamy tutaj najwięcej jak do tej pory elementów dramatycznych, a ton filmu jest poważniejszy niż w poprzednich odsłonach. Wydaje mi się jednak, że doskonale odpowiada to wysokiej stawce oraz zakończeniu historii Ethana Hunta.

Każdy z aktorów i aktorek dostaje swoją szansę by zabłysnąć, choć wiadomo, że wszystko kręci się wokół Toma Cruise’a. Gwiazdorska obsada, w której znaleźli się Simon Pegg, Hayley Atwell, Pom Klementieff, Esai Morales, Ving Rhames, czy Angela Bassett, udanie dotrzymuje mu kroku. Każdy świetnie spełnia swoją rolę, czy jest nią wniesienie do opowieści humoru, czy pokazanie, że kobiety też mogą nieźle skopać tyłki.

Historia mnie wciągnęła i do końca trzymała na krawędzi niewygodnego kinowego krzesełka. Jej zdecydowanie najsłabszą częścią były sceny, w których pani prezydent USA i najwyższe osoby w kraju debatowały nad użyciem broni atomowej zanim Byt przejmie nad nią kontrolę. To najnudniejsze i najsztywniejsze fragmenty, a same postaci nie wnoszą zbyt wiele do fabuły filmu, początkowo pchając jedynie Hunta w odpowiednim kierunku. Biorąc jednak pod uwagę determinację głównego bohatera oraz wybuchowe sceny akcji, które przychodzą później, łatwo o tym minusie Mission: Impossible – The Final Reckoning zapominamy.

Ktoś powie, że w sumie jest to prosty film. Gra na nostalgii fanów, wprost wyłuszcza nam poszczególne zadania jakie bohaterowie będą musieli wykonać, by zrealizować misje, a w niektórych scenach akcji brakuje trochę logiki, a wokół Hunta, który zawsze ma sporo szczęścia, muszą znaleźć się atrakcyjne panie. Jednakże, formuła, z którą mamy do czynienia we franczyzie w zasadzie od jej trzeciej, a na dobre od czwartej części, po prostu się sprawdza. Tak jest też w jej finałowej odsłonie i po prostu o tych wszystkich wymienionych przeze mnie kwestiach nie myślimy, tylko oddajemy się najlepszej możliwej, kinowej rozrywce.

Czuć w filmie adrenalinę. Dwie widowiskowe sceny akcji – jedna w przestrzeni powietrznej na dwupłatowcu, druga pod wodą – zostają z nami na długo po wyjściu z kina. Wszyscy, którzy śledzą serię, wiedzą, że Tom Cruise daje z siebie absolutnie wszystko i tworzy wokół filmu atmosferę, za sprawą której każda osoba zaangażowana w projekt przykłada się do niego w 120% i da się to odczuć. Mission: Impossible – The Final Reckoning daje nam mnóstwo emocji. Dla mnie to idealne zwieńczenie cyklu, szczęśliwe zakończenie, na które Hunt i spółka zasługiwali, a które nie powinno zawieść miłośników franczyzy.

Ocena: 7,5/10

Zdjęcia: Paramount Pictures

Leave a Reply