Po sześciu odsłonach najpopularniejszej franczyzy kina akcji, przyszła pora na pierwszą część jej wielkiego finału, czyli Mission: Impossible – Dead Reckoning. Choć ta rozbudowana historia została podzielona na dwa filmy, to jak się przekonałem po seansie tej produkcji Toma Cruise’a, świetnie sprawdza się zarówno jako wprowadzenie do fabuły jak i tzw. stand-alone, a oto dlaczego.
Zdaje się, że przeszłość w końcu dogoniła Ethana Hunta, gdy bohater zostaje zmuszony do stanięcia oko w oko z człowiekiem, spotkanie z którym przed wieloma laty wprowadziło go na drogę niemożliwych misji. Wszystko rozchodzi się jednak o potężną sztuczną inteligencję, zwaną Bytem, nad którym kontrolę chce przejąć tajemniczy Gabriel.
W Mission: Impossible – Dead Reckoning wiele wątków z przeszłości zaczyna nabierać większego sensu. Powraca nawet, niewidziany od pierwszej części, dyrektor Wywiadu Narodowego, Denlinger, co samo w sobie zwiastuje kłopoty dla Ethana. Co jednak najważniejsze, przed tak trudnymi wyborami jak właśnie w tym filmie, główny bohater jeszcze nie stał, a decyzje, które będzie musiał podjąć, okażą się dla niego wyjątkowo bolesne.
Zadaniem naszych bohaterów w tej części będzie zdobycie dwóch połówek klucza. Dzięki nim można bowiem przejąć kontrolę nad wspomnianym Bytem. To wiąże się z kolei z zatopioną łodzią podwodną i polskim akcentem w filmie. Pościg za kluczem napędza akcję, a tej nie brakuje widowiskowości (jazda miniaturowym samochodem wąskimi, rzymskimi uliczkami, jazda motocyklem prosto w przepaść, a następnie walka na pędzącym pociągu) i humoru (Benji rozładowujący atmosferę w trakcie rozbrajania bomby, czy z pewnością w głosie mówiący Huntowi, że musi po prostu wjechać w przepaść i dzięki spadochronowi wylądować na pociągu).

Kolejna część serii dalej rozwija postać głównego bohatera, jeszcze bardziej zagłębiając się w jego charakter. Jak już napomknąłem, Hunt staje bowiem przed dosłownie niemożliwym wyborem. Kolejny raz podkreśla się, że ta „praca” wiąże się z poświęceniem tego co dla nas najważniejsze, czy najdroższych nam osób, a bohater otwarcie mówi, że nie jest w stanie się z tym pogodzić. Tom Cruise dostaje możliwość pokazania swoich czysto aktorskich, a nie tylko kaskaderskich umiejętności i robi to wyśmienicie.
Na minus, choć nie gigantyczny, zaliczam nowe postaci. Hayley Atwell w roli przebojowej, atrakcyjnej złodziejki wypadła w moich oczach dość sztywno i sztucznie, i niespecjalnie poczułem chemię między nią, a Tomem Cruisem. Jeszcze słabiej wypada nasz główny złoczyńca, Gabriel (w tej roli Esai Morales), choć to akurat normalka w przypadku niemal całego cyklu. Czujemy tę negatywną energię rozrastającą się w relacji Gabriel-Hunt, a jednak nie miałem wrażenia, żeby był on godnym rywalem dla bohatera i ani przez chwilę nie bałem się jego konfrontacji z wrogiem z przeszłości. Lepiej wypada jego „asystentka”, dająca czadu w scenach akcji, Paris (Pom Klementieff), ale to właśnie dlatego, że spisuje się w nich nie gorzej niż sam Cruise.

W Mission: Impossible – Dead Reckoning mamy najbardziej jak do tej pory rozbudowaną historię, ale zarazem nie jest ona zagmatwana, ani skomplikowana i spokojnie trafi do każdego widza. Tym elementem, który to ułatwia, są bohaterowie. W końcu z większością z nich zdążyliśmy się już zżyć, a tutaj stawka, o którą toczy się gra, jest najwyższa w całej franczyzie. Tym bardziej uderzają w nas niespodzianki, które potrafią nawet wywołać łzy u widza! Oczywiście, swoje robią też elementy charakterystyczne dla wszystkich części, których nie mogło zabraknąć i w tej odsłonie.
Napięcie, dramaturgia i akcja na najwyższym poziomie. To wszystko znajdziecie w Mission: Impossible – Dead Reckoning. Formuła filmu nie zaskoczy fanów serii, ale każdy jego element został jak najlepiej dopracowany i to po prostu widać na ekranie. Te wszystkie efekty specjalne, które w większości nie są CGI, popisy kaskaderskie, walki, pościgi i zwroty akcji nie pozwalają nam oderwać się od ekranu ani na chwilę. Płynnie przechodzimy od jednego punktu fabuły do kolejnego, a na koniec orientujemy się, że to dopiero pierwsza część tego ostatniego rozdziału. Nie raz już to pisałem, ale zrobię to po raz kolejny – to kawał świetnego, rozrywkowego kina akcji, które dowozi na każdej płaszczyźnie!
Ocena: 7,5/10
Zdjęcia: Paramount Pictures
