Wśród wielu animacji Disneya, których akcja rozgrywa się w dalekim kosmosie, znalazło się miejsce na kilka perełek. Jedną z nich, o której wielu z was może już nie pamiętać, a z którą ja sam, w okresie mojego dzieciństwa nie miałem do czynienia, jest Planeta skarbów. Jesteście gotowi wyruszyć na kosmiczną przygodę? Jeśli tak, to zapraszam po szczegóły, dotyczące tego pięknego filmu.
Tak. Pięknego, bo Planeta skarbów doskonale wpisuje się w świetny trend Disneya sprzed ponad 20 lat. Wtedy to wytwórnia masowo produkowała bowiem magiczne historie takie jak Król Lew, Mulan, czy Pocahontas. Każda jej kolejna animacja chwytała za serce widzów i to nie tylko najmłodszych. Nie inaczej jest z filmem z 2002 roku, który zapada w pamięć, bawi, ale także daje widzom ważną, życiową lekcję.
W bardzo dużym skrócie, animacja Disneya jest jedną z wielu interpretacji Wyspy skarbów Roberta Louisa Stevensona, tylko że w stylistyce science-fiction. Bohaterem filmu jest zbuntowany nastolatek, żyjący marzeniami o znalezieniu tytułowej Planety skarbów Jim Hawkins. Sprawia niejeden problem swojej samotnej matce, co poniekąd wynika także z faktu, że przed laty zostawił ich ojciec. Dość niespodziewanie, nadarza się jednak okazja by spełnić marzenia, gdy pod drzwiami rodzinnej gospody pojawia się ranny nieznajomy, posiadający mapę do legendarnej lokalizacji pełnej pirackich skarbów.
Jim oraz przyjaciel rodziny Dr. Delbert Doppler wyruszają w niezwykłą podróż przez przestrzeń kosmiczną z załogą prowadzoną przez poetycko wygadaną kapitan Amelię i starszego oficera Arrowa, która pełna jest jednak piratów. Wśród nich, w oczy rzuca się zwłaszcza kucharz i cyborg, John Silver. Tym bardziej, że wspomniany przeze mnie tajemniczy przybysz, od którego nasz bohater zyskał mapę, wspominał o cyborgu, któremu zaufać nie można.

Fabuła Planety skarbów jest dość prosta i w wielu fragmentach znana, a jednak animacja potrafi nas zaskoczyć. To nie tylko inspirująca przygoda, w którą każdy z widzów chciałby sam wyruszyć. To także opowieść o dojrzewaniu, odnajdywaniu własnego celu w życiu oraz o tym, co jest w nim dla nas najważniejsze. Skarb każdy bowiem może interpretować inaczej i wcale nie muszą to być dobra materialne. Ta historia i przesłanie zostały wspaniale zaserwowane w tej pełnej akcji i humoru, kosmicznej opowieści.
Animacja liczy już sobie 23 lata, a wizualnie wygląda po prostu obłędnie! Wspaniale mieszają się tutaj elementy tradycyjnej animacji i komputerowo wygenerowanej 3D. świetnie wyważone zostały zresztą te elementy science-fiction z klasycznymi, pirackimi składnikami historii, takimi chociażby jak sam statek i jego załoga. Naprawdę niewiele nam potrzeba by poczuć się częścią tej przygody i poczuć tę tzw. magię Disneya. Ona tutaj jest w każdym zakamarku fabuły.

Choć sama muzyka może nam mniej zapaść w pamięć, to ona także robi tutaj swoją robotę, jak to się potocznie mówi. I tutaj także zachowana została równowaga między klasyką, a sci-fi, choć może bardziej słychać to jeśli chodzi o poszczególne dźwięki, a niekoniecznie melodie, czy piosenki. Dźwięki orkiestry świetnie współgrają zwłaszcza w trakcie podróży naszych bohaterów.
Wspaniały jest także dubbing. Świetnie dobrano głosy do polskiej ścieżki dźwiękowej filmu. Na wielką pochwałę zasługuje zwłaszcza Janusz Gajos, który genialnie wcielił się w pirata John Silvera, oddając zarówno tą jego mroczną naturę złodzieja i opryszka, a jednocześnie pokazując jego wielkie serce, dzięki czemu nie zapominamy, że w każdym z nas kryją się pokłady dobra.

Planeta skarbów nie jest może największym arcydziełem Disneya, ale według mnie, spośród klasycznych animacji tej wytwórni, obok tego tytułu zdecydowanie nie powinniśmy przejść obojętnie. To wspaniała historia dla całej rodziny. Akcja jest szybka, przez co czasami fabuła wydaje się być uproszczona, ale nie w takim stopniu, który kazałby nam kwestionować poszczególne sceny i zachowania bohaterów. Sam styl animacji kusi widza, a humor, bohaterowie i sama przygoda, czynią to doświadczenie po prostu niezapomnianym.
Ocena: 7/10
Zdjęcia: Disney
