Choć dzisiaj sequeli mamy na pęczki, nie jest to w żadnym razie nic nowego w Hollywood. W końcu już w poprzednim wieku mieliśmy sporo takich produkcji, czego najlepszym przykładem mogą być franczyzy Star Wars, czy Star Trek. Inną serią, zapoczątkowaną w XX w., a konkretnie w latach 90., jest Park Jurajski, który po dziś dzień jest jednym z najlepszych i najbardziej wciągających filmów Stevena Spielberga. Tylko czy jego kontynuacja, Zaginiony Świat: Jurassic Park, jest równie dobra?
Film z 1997 r. opowiada o konsekwencjach pierwszej części oraz katastrofy, do której doszło w Parku Jurajskim. Głównym bohaterem tej historii jest powracający dr Ian Malcolm, oprócz którego, z oryginału pojawia się jedynie John Hammond, czyli założyciel parku, starający się zrobić wszystko by trzymać ludzkość z dala od dinozaurów. Jednak jego bratanek, który przejął stery nad firmą ma swoje plany, a dinozaury pojawiły się na kolejnej wyspie. Stąd Hammond wysyła tam własną grupkę i w niej znajduje się właśnie Malcolm.
Czyli wracamy na wyspę pełną dinozaurów. Sęk jednak w tym, że nie robi to już takiego wrażenia jak w pierwszej części. I to pomimo faktu, że cyfrowo wygenerowane stworzenia robią ogromne wrażenie, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie, że jest 1997 rok. Wracając jednak do fabuły, źli ludzi robią złe rzeczy, tym samym rozwścieczając dinozaury, więc z wyspy trzeba się wydostać. Nie znajdziecie tu tego klimatu przygody z oryginału, gdyż Zaginiony Świat: Jurassic Park to bardziej jednak wielka walka o przetrwanie, pokazana w mroczniejszym tonie.
Na wyspie znowu mamy dziecko, lecz tym razem jest to córka Malcolma, która zakradła się na jego statek. Ponownie mamy deszczową ucieczkę przed dinozaurami oraz spektakularne zniszczenia, których dokonują. Ma się wrażenie, że już to widzieliśmy i chciałoby się zobaczyć coś innego. Historia jest bardzo prosta i w dużym stopniu przewidywalna. Poza tym akcja powoli się rozwija, więc przez dobre pół godziny ciężko jest wysiedzieć w miejscu, nie wstać i nie wyłączyć telewizora.

Po obejrzeniu filmu byłem naprawdę zdziwiony, że Steven Spielberg postanowił go wyreżyserować. Choć swoim talentem, umiejętnościami i klasą udało mu się stworzyć solidny blockbuster, to nawet on musi przyznać, że scenariusz jest słabiutki, a fabuła drugiej części serii po prostu zawodzi. Nie pomaga ani Jeff Goldblum, ani Julianne Moore, choć widać, że obsada stara się z tej historii wykrzesać maksimum. Oglądając, nie zależało mi jednak na losie żadnego z bohaterów, a jedynym elementem filmu, który mnie oczarował były same dinozaury.
W ogóle ma się wrażenie jakby nie był to film Stevena Spielberga. Klimat przygody został w dużej mierze zastąpiony klimatem grozy. Ta historia po prostu nie wciąga, a jej słabości dodatkowo odwracają naszą uwagę od dobrej obsady, ścieżki dźwiękowej Johna Williamsa i świetnych efektów specjalnych. Te elementy działają bowiem tutaj naprawdę dobrze. Sama akcja też nie wypada źle, bo potrafi trzymać w napięciu i zaskoczyć widza. Słaby scenariusz znacznie przeważa jednak nad jakimikolwiek plusami filmu.

Zaginiony Świat: Jurassic Park zwyczajnie mnie zawiódł i to pomimo faktu, że wobec tego sequela nie miałem żadnych wielkich oczekiwań. Naprawdę szkoda, że twórcy nie przysiedli dłużej nad scenariuszem, a Spielberg nie zgłosił do niego większych uwag. Większość postaci jest nudna i pozbawiona osobowości. Fabuła jest mniej wyjaśniana wizualnie, co sprawia, że oglądanie szybko staje się nużące. Przez większość czasu akcja toczy się w nocy, więc nawet nie dało się zobaczyć, co się dzieje. Jest tego więcej i chyba nie ma sensu więcej się produkować nad tym przeciętnym, a wręcz niepotrzebnym sequelem.
Ocena: 5/10
Zdjęcia: Universal Pictures
