W czasach sequeli, wiele z nich wydaje się być zupełnie zbędnymi. Często studia filmowe szukają po prostu łatwego zarobku, inwestując w kultowe tytuły, z którymi duża część widzów czuje emocjonalne połączenie. Czasami udaje się stworzyć fajną, oryginalną historię, ale jak pokazują ostatnie lata, ta sztuka nie zawsze się udaje. A jak to wygląda w przypadku komedii Farciarz Gilmore 2? Przekonajmy się.
Sequel, którego nikt nie potrzebował i na którego nikt nie czekał zadebiutował na platformę Netflix niecałe 30 lat po premierze oryginału. Komedia z 1996 roku przedstawiła postać narwanego, niespełnionego hokeisty, który by ratować rodzinny dom babci bierze udział w golfowym turnieju. Okazuje się bowiem, że ma tyle siły w łapie, że piłeczkę posyła dalej niż ktokolwiek inny.
Mijają lata, a Gilmore po paśmie sukcesów doznaje największej życiowej porażki. W iście absurdalnym zwrocie akcji, jedno z jego uderzeń trafia prosto w głowę jego żony, która umiera i zostawia bohatera z piątką dzieci. Ten, pogrążony w żałobie i smutku, popada w nałóg alkoholowy i jest cieniem samego siebie. Kompromituje się na każdym kolejnym kroku, ale chce jak najlepiej dla swoich dzieci, a zwłaszcza córki, utalentowanej baletnicy. By wysłać ją do wymarzonej paryskiej szkoły, będzie musiał powstać niczym feniks z popiołów i wrócić do sportu, który odebrał jego miłość.
Zacznijmy od tego, że Farciarz Gilmore 2 nie przebija oryginału. Nie ma zatem co robić sobie zbyt wysokich oczekiwań. Jeśli chodzi o poczucie humoru, to odpowiada ono w dużej mierze filmowi z lat 90., ale nie wszystkie według mnie były trafione. W oczy rzuciło się jednak zatrzęsienie gościnnych występów golfistów, przyjaciół Adama Sandlera z Saturday Night Live, muzyków i celebrytów. W większości nie wnoszą one jednak wartości dodanej do filmu i chyba po prostu mają zaskoczyć widza.

Farciarz Gilmore 2 to przyzwoita komedia, taki średniak, przy którym jednak miło spędzamy czas. Sandler jest przerysowanym bohaterem z większości swoich filmów. Jeśli ktoś jest zatem fanem aktora, to film przyjmie z zadowoleniem. Dla mnie najbardziej pozytywnie wypadł Christopher McDonald jako powracający, uciekający z zakładu zamkniętego Shooter McGavin z pierwszej części. Jest nieprzewidywalny, a przy tym absurdalnie zabawny, choć nie odgrywa tak wielkiej roli jak w oryginale.
Plusem filmu jest fakt, że akcja toczy się w szybkim tempie. Nie ma się wrażenia, że sceny są przewlekłe lub zbędne. Dwie godzinki oglądania mijają naprawdę szybko. Choć humor stoi na różnym poziomie, to generalnie jest naprawdę zabawnie, więc nudy nie ma. Nowości Netflixa daleko jest do klasyków Sandlera, a mankamenty tej produkcji rzucają się w oczy, a jednak miałem frajdę z powrotu samego głównego bohatera i jego poczynań.

Nie ma sensu więcej rozpisywać się o filmie. Farciarz Gilmore 2 nie jest pozycją dla miłośników komedii. Jest raczej tytułem skierowanym do najbardziej zagorzałych fanów Adama Sandlera, którzy obejrzą każdy film z jego udziałem. Był tutaj potencjał na fajną rozrywkę, ale twórcy wybrali drogę absurdalnych żartów i miliarda cameo. Przynajmniej fabuła posuwa się do przodu naprawdę szybko, przez co nie mamy poczucia kompletnej straty czasu. Jednakże, film Netflixa mnie zawiódł, choć nie miałem wobec niego wielkich oczekiwań.
Ocena: 5,5/10
Zdjęcia: Netflix
