Choć wiele filmów określanych mianem klasyków, nawet po wielu latach od ich premiery, prezentuje się w oczach widzów wspaniale, nie oznacza to jednak, że wszystkie z nich są ideałami. Istnieją tytuły, co do których wydaje się, że znajdzie się w nich absolutnie nic do czego można by się przyczepić. Tylko, czy faktycznie? Postanowiłem to sprawdzić na przykładzie produkcji, którą wspominam bardzo, ale to bardzo miło, a jest nią Powrót do przyszłości.
O podróżach w czasie opowiadało już bardzo wielu twórców. Jednakże, większość widzów wskaże właśnie Powrót do przyszłości jako najbardziej charakterystyczny tytuł kojarzony z tym gatunkiem. Film o nastolatku, który przypadkowo przenosi się o 30 lat w przeszłość, a następnie musi naprawić swoje błędy by miały miejsce wydarzenia, które później doprowadzą do jego narodzin, zapisał się na stałe w historii kinematografii. Przy kolejnym seansie filmu wydaje mi się jednak, że są tu pewne elementy, które wcale nie zagrały tak dobrze jak wiele osób to wspomina.
Ekscentryczny naukowiec i jego nastoletni pomagier to świetne postacie wykreowane przez Christophera Lloyda i Michaela J. Foxa. Są charyzmatyczne i barwne. Na swój sposób serwują serwują nam mnóstwo humoru. Nie da się ukryć, że między aktorami widoczna jest chemia, która doprowadziła do powstania jednego z najbardziej kultowych filmowych duetów. Z ciekawością i ekscytacją śledzimy perypetie Marty’ego i choć w tle przewija się jeszcze wiele drugoplanowych postaci, tak naprawdę z filmu wynosimy głównie te dwie kreacje, na które scenariusz stawia w większym stopniu.
W filmie świetnie prezentują się zarówno lata 80. i lata 50. Kostiumy, scenografia, fryzury i charakteryzacja pozwalają nam poczuć jakbyśmy sami cofnęli się w czasie. Biorąc pod uwagę fakt, że oglądamy film w 2025 roku, to ta podróż niejako odbywa się dla nas dwukrotnie. Różnice robią tutaj pewne detale, które później mają znaczenie dla fabuły, a które subtelnie podsuwają nam pod nos scenarzyści w taki sposób, że o nich nie zapominamy i to pomimo wartkiej akcji i wielu wydarzeń, których jesteśmy świadkami. Klimat przeszłości został doskonale oddany, a dzięki temu Powrót do przyszłości bawi po dziś dzień.

Dziw bierze, że film Roberta Zemeckisa nie otrzymał nominacji do Oscara za efekty specjalne Te prezentują się tutaj bowiem po prostu genialnie i nawet współcześnie robią ogromne wrażenie. Dotyczy to zarówno efektów praktycznych, czyli choćby samego DeLoreana, który jest wehikułem czasu, a także różnych wynalazków i narzędzi doktora Browna jak i efektów komputerowych związanych z podróżą w czasie. Naprawdę ma się wrażenie, że można by z samochodu stworzyć taki wehikuł. Dodatkowo, efekty rozbudowują atmosferę przygody, w którą większość widzów chciałaby wyruszyć.
Akcja i dowcip świetnie tutaj ze sobą współgrają. Idealnie pasuje do nich również ścieżka dźwiękowa z niezapomnianym motywem muzycznym Alana Silvestriego. Trzeba jednak przyznać, że Powrót do przyszłości rozpoczyna się dosyć nudnawo, a akcja rozwija się leniwie. Dopiero podróż w czasie napędza fabułę. Nim jednak do tego dochodzi nie mamy do czynienia z żadnymi fajerwerkami i choć widzimy znane nam twarze, to na tym etapie nie robią specjalnego wrażenia. Wstęp to zdecydowanie najsłabsza część tego klasyka, do czego dołożyć można motywy związane z samą podróżą do przeszłości, a potem teraźniejszości i pewnymi logicznymi błędami.

Ponowny seans Powrotu do przyszłości nie zmienił drastycznie mojej opinii na temat filmu. Słusznie uznawany jest za klasyk, który bardzo mocno wpłynął zarówno na cały gatunek science-fiction w Hollywood jak i na kino przygodowe. Wydawało mi się jednak, że to niesamowita podróż pełna niekończącej się akcji, z wielkimi dawkami humoru, która bawi zarówno młodzież jak i starszych widzów. Teraz, fabuła nie wydała mi się już by tak genialna, zwłaszcza wprowadzenie, a znalazło się też kilka momentów, w których zabrakło chyba oryginalnych pomysłów by szybciej pchnąć akcję do przodu. To nadal bardzo dobre rozrywkowe kino, choć nie tak genialne jak mi się wydawało.
Ocena: 7/10
Zdjęcia: Universal Pictures
