Wśród wielu bohaterów Disneya, którzy zadebiutowali w latach 90. jednym z moich ulubieńców był mityczny heros ze starożytnej Grecji. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci z mitologii trafiła na ekrany kin w niespodziewanym stylu, podbijając moje serce i jeszcze bardziej kierując moje zainteresowanie w kierunku starożytnych dziejów. Tym bohaterem był oczywiście Herkules.
Choć Herkules jest jednym z tych tytułów, który jeszcze nie doczekał się remake’u w wersji live-action, prace nad projektem są w toku. Uznałem zatem, że warto przypomnieć sobie jakże udana była to produkcja, sprawdzając jak prezentuje się po ponad 30 latach od premiery. Nie będę ukrywał, ponowny seans animacji pozytywnie mnie zaskoczył.
Choć z filmem Disneya można by rozpocząć swoją przygodę z mitologią i opiera się on na greckich mitach i podaniach, to nie należy sięgać po animację i traktować ją jako substytut historycznych książek. To bardzo luźna interpretacja historii tytułowego bohatera, która w oryginalny sposób przybliża nam jego sylwetkę, a także innych olimpijskich bogów.
„Cóż jest miarą prawdziwego bohaterstwa?”. Właśnie na to pytanie odpowiada nam animacja z 1997 roku. W oryginalny, bo muzyczny sposób Muzy wyśpiewują nam wstęp do perypetii Herkulesa, który musi odnaleźć swoje miejsce na tym świecie, po tym, gdy jako niemowlak zostaje pozbawiony nieśmiertelności i wykradziony z Olimpu, dorastając wśród zwyczajnych ludzi. Sęk w tym, że dysponuje nadludzką siłą, zwinnością, szybkością, itp., a wielka moc często pakuje go w tarapaty, czyniąc z niego wyrzutka. Odpowiedzią na jego modły ma być ścieżka bohatera, ale jak się przekona, nie jest ona tak prosta jak mogło mu się zdawać.

Animowany film pokazuje nam drogę Herkulesa od zera do bohatera. Od wyśmiewanego nastolatka, za którym ciągnie się fala chaosu i zniszczenia, po uwielbianego w całej Grecji herosa, który ma sławę i bogactwo. Nie jest to najbardziej rozbudowana historia, ale trafia w samo sedno sprawy. Z dużą dawką akcji i humoru odpowiada na początkowe pytanie, dotyczące heroizmu.
Choć wiele osób uzna, że nie jest to najpiękniej zanimowany film Disneya, to moim zdaniem jego styl świetnie pasuje do mitologicznej historii. Śpiewające przejścia, w których ożywają ceramiczne Muzy wyglądają obłędnie. Najlepiej prezentują się dynamiczne sceny akcji, które oddają pełnię możliwości głównego bohatera. Nieco słabiej z kolei prezentują się statyczne, ekspozycyjne fragmenty, uproszczone, ale nie umniejszające znacznie oceny produkcji.

Niezwykła jest ścieżka dźwiękowa filmu. Herkules zdecydowanie wyróżnia się na tle innych produkcji Disneya swoim połączeniem rytmów R&B, gospel i musicalowych utworów. Ich teksty bardzo dobrze oddają pragnienia i wewnętrzne zmagania bohatera, a także wprowadzają nas do świata starożytnej Grecji. Doskonale napisane, zagrane i zaśpiewane, zostają z nami na długo po seansie.
Równie świetny jak muzyka jest polski dubbing. Tutaj na wysokości zadania staje plejada polskich aktorów, podkładających głos mitycznym bohaterom. Fantastyczny jest Witold Pyrkosz w roli trenera Herkulesa, Filokteta, a także Paweł Szczesny, który użycza głosu Hadesowi. Polskie tłumaczenie jest źródłem niezapomnianych tekstów takich jak „Przybyłem, zobaczyłem, zapaliłem”, „Boskie przyjęcie! Nie widziałem tyle miłości, odkąd Narcyz odkrył sam siebie”, czy „Pamiętasz jak parę lat temu każdy chłopczyk miał na imię Jazon a dziewczynka Izaura?”.

Niesamowicie było wrócić do mitologicznego świata namalowanego przez Disneya w tym filmie. Herkules to świetna rozrywka, która nieco bardziej stawia na humor i akcję niż istotną lekcję dla najmłodszych widzów, choć tej nie brakuje. To jedna z tych prostych, ale ponadczasowych historii, z którą frajdę ma cała rodzina i do której warto wracać co roku.
Ocena: 7,5/10
Zdjęcia: Disney
