Choć komiksy czytaj już od ponad 25. lat, niewiele jest takich tytułów, które określiłbym mianem ponadczasowych. Chodzi o pozycje, które z upływem czasu wciąż pozostają aktualne, zmuszają czytelnika do refleksji, a z każdą kolejną lekturą odnajdujemy w nich coś nowego, czego wcześniej nie dostrzegliśmy. Na liście takich komiksów z ręką na sercu mogę umieścić V jak Vendetta.
Cześć z was może kojarzyć ten tytuł za sprawą filmu z 2006 roku. Nie wszyscy musicie jednak wiedzieć, że jest to adaptacja kultowego komiksu Alana Moore’a i Davida Lloyda z lat 80. XX wieku. Ich historia zabiera nas do alternatywnej rzeczywistości, w której miała miejsce wojna nuklearna. Tam zastajemy totalitarną Anglię, całkowicie podporządkowaną faszystowskiej władzy. Coś jednak zaczyna się zmieniać, gdy pojawia się noszący maskę Guya Fawkesa tajemniczy osobnik, który zasiewa ziarno rewolucji.
Bohatera, znajdującego się pod pseudonimem V, śmiało moglibyśmy określić mianem terrorysty. W komiksie śledzimy jego kolejne kroki, gdy dokonuje swojej pomsty na zajmujących wysokie stanowiska przedstawicielach faszystowskiej władzy. Z czasem dowiadujemy się, co tak naprawdę stoi za jego czynami, choć nie wszystko jest tutaj powiedziane wprost, a sam rewolucjonista lubi posługiwać się metaforami, cytować wiersze, czy piosenki, jakby zmuszając nas byśmy sami odpowiedzieli sobie na trapiące nas pytania.
Niejako w kontraście do V otrzymujemy biedną, niewinną nastolatkę, Evey Hammond. To równie świetna postać, która z początku w pełni podporządkowuje się systemowi, żyjąc w ciągłym strachu. Z czasem przechodzi jednak niezwykłą przemianę, od zagubionej i przerażonej do świadomej i wolnej. Tylko, że nie oddaje się w pełni ideologii głównego bohatera, zachowując swoją tożsamość i wolność.

V jak Vendetta nie należy do najprostszych w odbiorze komiksów. Od języka, przez narrację, ciężki klimat, aż po głęboką tematykę. Fakt, że tytuł ten określany jest jako jedno z najwybitniejszych dzieł tego medium, nie oznacza, że do każdego on przemówi. Ja nie zaliczam się jednak do tej grupy odbiorców i niemal od samego początku, niczym zahipnotyzowany, pochłaniałem kolejne strony nowego wydania w ramach imprintu DC Compact.
Z komiksu przebija się atmosfera strachu i niepewności, która rozpoczyna zresztą całą historię. Nakreślając przerażającą wizję totalitarnej przyszłości, autorzy jasno dają nam do zrozumienia, że nie powinniśmy oczekiwać rycerza w lśniącej zbroi, który ocali ciemiężonych rodaków. Nie w taki sposób dochodzi się do wolności. Potrzeba wielkiego poświęcenia w walce z systemem. Choć tutaj mamy do czynienia autorytarnym systemem, ta idea walki pozostaje aktualna w dzisiejszych czasach. To z kolei uświadomiło mi jak niesamowitą wyobraźnią wykazali się autorzy V jak Vendetta, tworząc złożony i ponadczasowy obraz.
Choć ilustracje Davida Lloyda nie są pod każdym względem idealne (np. niektóre wizerunki postaci i ich mimika, czy rysunki budynków i krajobrazów), to zdaje się on zawsze idealnie oddawać ton narracji i nastrój danej sceny. Pod względem wizualnym komiks jest oszczędny i mroczny. Świat jest zimny, pozbawiony superbohaterskiego heroizmu, co doskonale oddają rysunki. Postaci często wyłaniają się z mroku, który jest tu wszechobecny i wprowadza nas w odpowiedni, pełen napięcia klimat.

Alan Moore zdecydowanie zmusza nas do myślenia. Z jednej strony, cały czas bawi się z nami w kotka i myszkę, sugerując, że możemy poznać prawdziwą tożsamość V oraz że w ogóle jest ona tutaj istotna. Z drugiej strony, także za pomocą głównego bohatera, zmusza nas do samodzielnego myślenia, nie podporządkowywania się otaczającej nas rzeczywistości i władzy oraz wzięciu losu we własne ręce. Komiks świetnie prezentuje mechanizmy działania władzy, z jednej strony odnosząc się do rzeczywistości lat 80., w której powstał utwór, a z drugiej wybiegając w przyszłość i malując najbardziej radykalną jej wersję.
Muszę podkreślić, że mimo iż komiks mnie oczarował, nie czytało się go wcale tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Czasami dialogi były tak długie i zawiłe, że po ich przeczytaniu można było zapomnieć, o co tak w ogóle w nich chodziło. Pewna hermetyczność tekstu nie ułatwiła mi przejścia przez kolejne rozdziały, aż do wielkiego finału.

To naprawdę niesamowite jak V jak Vendetta pozostaje wciąż aktualnym dziełem. Czytając, mamy wrażenie, że jesteśmy częścią przedstawionego w komiksie świata, tak jakby dokonywała się pełna immersja. Każdy sam zinterpretuje znaczenie swego rodzaju rewolucji zapoczątkowanej przez bohatera, choć jego metody można by kojarzyć z działaniami złoczyńcy (manipulacja, zabójstwa, wysadzanie budynków w powietrze). To ponadczasowa historia, która nie daje prostych odpowiedzi, zmuszając nas do jej ponownego poznania. Aktualna tematyka, prowokacyjna historia i ostry, wyrazisty styl ilustracji ugruntowują komiks w gronie najmocniejszych wśród kultowych tytułów, które trzeba przeczytać.
Ocena: 9/10
