Ostatnie kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat przysporzyło nam całego mnóstwa pomysłów na to jak może dojść do zagłady ludzkości. Od apokalipsy zombie, przez wyczerpanie się naturalnych złóż Ziemi, aż po uderzenie asteroidy czy nuklearny holokaust. Serial, o którym chciałbym wam dziś opowiedzieć wiąże się z jakże aktualnym temat zmiany klimatu, tylko że w przeciwieństwie do jego ocieplenia ten wskazuje kierunek przeciwny i temperaturę dochodzącą do grubo ponad -100 stopni Celsjusza. Zapraszam na mroźną recenzję „Snowpiercera”.
Kiedy w 2013 r. miał premierę film „Snowpiercer: Arka przyszłości” z Chrisem Evansem w roli głównej, opowiadający o ludzkości próbującej przetrwać po nieudanym eksperymencie, mającym na celu powstrzymanie globalnego ocieplenia, a na dodatek robi to jadąc okrążającym kulę ziemską pociągiem, ta historia w ogóle mnie nie zainteresowała. Gdy jednak po latach zobaczyłem, że Hollywood kolejny raz sięga po tę samą historię i to w tak krótkim odstępie czasu, pomyślałem, że coś musi być na rzeczy i chyba warto się sprawie przyjrzeć.
Zacznijmy od tego, że „Snowpiercer” czy raczej „Le Transperceneige”, to francuska powieść graficzna autorstwa Jacquesa Loba i Jean-Marie Rochette z 1982 r. Na bazie tej komiksowej serii powstał film oraz serial telewizyjny, między którymi znajdzie się sporo różnić, a także niejedno podobieństwo. Dziś jednak skupiamy się na pierwszym sezonie serialu stacji TNT, liczącym sobie 10 odcinków, a w Polsce dostępnym na platformie Netflix.
Punktem wyjścia jest wspomniany już upadek ludzkości spowodowany doprowadzeniem planety do ruiny oraz spóźnioną reakcją na efekt cieplarniany, reakcją która doprowadza do zamarznięcia Ziemi. Zamarznięcia nie byle jakiego, bo przy temperaturach rzędu -20, czy -30 stopni spokojnie dalibyśmy radę jakoś funkcjonować. Tutaj mowa jednak o ponad -100 stopniach Celsjusza, warunkach w których żaden człowiek, zwierzę czy roślina nie dałaby rady przetrwać! Na szczęście znalazł się ktoś, niejaki Wilford, kto postanowił ocalić resztki ludzkości, a zrobił to w sposób zaskakujący i oryginalny, zabierając nas na pokład liczącego sobie 1001 wagonów pociągu, Snowpiercera.
Gdy trafiamy do pociągu jedzie on już od siedmiu lat, oczekując że w końcu przyjdzie czas gdy mrozy się skończą, a przynajmniej zelżą na tyle, że będzie można opuścić maszynę i spróbować żyć tak jak dawniej. W naszym miejscu akcji panuje określona hierarchia. Na jego czele mamy bogatą, pierwszą klasę, następnie pełną wielu rozrywek i uciech – zarówno dla duszy jak i ciała – drugą klasę, a na samym końcu mamy klasę trzecią i tzw. ogonowców, osoby, które przy starcie Snowpiercera siłą wtargnęły na jego pokład i jadą nim na gapę. Trzeba jednak podkreślić, że Wilford wyselekcjonował osoby, które jego zdaniem powinny przetrwać, nie wszyscy mogli załapać się na jedyną nadzieję ludzkości, co wydaje się być bardzo niesprawiedliwe.
Serial przedstawia nam przede wszystkim dwa wątki kręcące się wokół głównych bohaterów. Z jednej strony poznajemy Laytona, jednego z ogonowców, który ze swoimi ludźmi planuje wielką rewolucję i bunt, mający na celu przejęcie Snowpiercera i polepszenie warunków życia mieszkańców trzeciej klasy. Z drugiej strony spotykamy zarządzającą maszyną Melanie Cavill, szefową działu dobrych relacji, rozwiązującą spory i problemy, dbającą o porządek, ale także skrywającą wiele tajemnic. Gdy na jaw wychodzi morderstwo na pokładzie Snowpiercera, Melanie prosi o pomoc jedynego gliniarza, a właściwie to byłego detektywa, jakiego ma pod ręką czyli Laytona.
Snowpiercer, to miejsce w którym zderzają się różne klasy społeczne, różne światopoglądy, różne osobowości. To miejsce, w którym silniejsi żerują na słabszych, a większość osób wydaje się nie rozmyślać nad tym jak długo pociąg będzie jechał, jak długo Ziemia będzie zamrożona, ani nawet czy zasoby czasem się nie wyczerpią. Duża w tym zasługa słów Melanie, która potrafi oczarować mieszkańców, z wyjątkiem klasy trzeciej.
Pierwszy sezon można podzielić na dwie części. Pierwsza, uporządkowana, spokojnie budująca akcję i zmierzająca w konkretnym kierunku skupia się na rozwiązaniu przez Leytona zagadki morderstwa, druga, o wiele bardziej chaotyczna, mroczniejsza, brutalniejsza i jak dla mnie zbyt szybko skacząca z jednego miejsca na drugie,skupia się przede wszystkim na rewolucji i buncie pasażerów potężnej maszyny. Ta ogromna rozbieżność powoduje wiele zaskoczeń, ale także coraz więcej nie dających się logicznie wytłumaczyć wydarzeń czy decyzji podejmowanych przez bohaterów, co w moim przypadku obniżyło ocenę serialu.
Gdy już na dobrze ruszamy z akcji, każdy z odcinków rozpoczyna się od krótkiej wprowadzającej narracji jednego z bohaterów, a ci są tutaj naprawdę barwni i ciekawi. Każdy pasażer czy pracownik Snowpiercera ma bowiem własną historię, w końcu kiedyś prowadzili zupełnie inne życie. Rozpieszczani bogacze, woźni, czy inżynierowie, to tylko niektórzy z nich. Są różni, ale jednak coś ich łączy, a jest to dbanie o własny interes i chęć przetrwania za wszelką cenę.
Historia jest naprawdę wciągająca. Pociąg poznajemy na spokojnie, w końcu jest on ogromny, i w takim też tempie poruszamy się od jednego punktu fabuły do kolejnego. Pozwala nam to nacieszyć oczy plantacją owoców i warzyw, hodowlą zwierząt, ale także nocnym klubem, ekskluzywną pierwszą klasą, a nawet pojedynkiem, na którego szali jest społeczny awans. Twórcy w sposób subtelny podsuwają nam podpowiedzi dotyczące tajemnic pasażerów oraz Snowpiercera. Maszyna pełna jest kłamstw, a my razem z bohaterami musimy rozpoznać co jest prawdą, a co nie.
Bardzo spodobała mi się scenografia, kostiumy, make-up i cała warstwa wizualna produkcji. Snowpiercer, to miejsce w którym przepych i porządek miesza się z brudem, nieładem. Z jednej strony mam kolorowe, bijące ciepłem wagony, w których rosną drzewa owocowe, a z drugiej ciasne, mroczne, wypełnione ludźmi oraz sporą ilością szczurów miejsce. Mamy nowoczesne technologie choć sam pociąg z zewnątrz nie robi wrażenia niczym poza swoim rozmiarem. Te wszystkie kontrasty rzucają się w oczy i zapadają w pamięć, a co ważniejsze podkreślają różnice i konflikt między warstwami społecznymi zamieszkującymi maszynę.
Aktorsko ponad resztę wyrasta Jennifer Connelly w roli Melanie Cavill. Może to ze względu na jej bogate doświadczenie, a może po prostu fakt, że odgrywana przez nią postać jest najciekawsza, najbardziej złożona i skrywa najwięcej sekretów. Do tego musi zmagać się ze skrajnymi sytuacjami, więc raz widzimy ją pełną furii, dążącą do zniszczenia swoich wrogów, a kiedy indziej obserwujemy jak wzrusza się wspominając dawne życie.
W obsadzie serialu znalazło się sporo nieznanych mi wcześniej lub przynajmniej nie kojarzących mi się z żadnym tytułem osób. Daveed Diggs w roli Leytona, Mickey Sumner, Iddo Goldberg czy Lena Hall. Zobaczycie tu jednak także znanych i ogranych aktorów oraz aktorki jak Alison Wright (Zawód Amerykanin, Księgowy, Castle Rock), Mike O’Malley (Glee, Sully, Tak kochanie), Steven Ogg (The Walking Dead) czy Mark Margolis (Breaking Bad, Więzienie Oz, Człowiek z blizną). Nie znalazłem tu żadnej postaci, którą uważałbym za fatalnie zagraną lub zupełnie tutaj niepotrzebną, a znalazły się za to takie osoby, którym chce się kibicować (Layton), które irytują (Ruth), których tajemnice musimy poznać (Melanie).
Nawet się nie zorientowałem, a już oglądałem finał pierwszego sezonu, serial ogląda się bowiem będąc praktycznie przyklejonym do ekranu telewizora, nie odchodząc od niego ani na chwilę. Jeśli na moment odwrócicie wzrok lub wyjdziecie z pokoju, to możecie przegapić jakiś ważny szczegół. Ja tak zrobiłem, zastanawiając się później gdzie jest matka Milesa, syna Laytona, a opowiedziano o tym na samym początku. Twórcy wynagradzają nas za uważne oglądanie serwując nam jeden zwrot akcji za drugim i wciągając nas na 100%, aż czujemy się pasażerem Snowpiercera.
„Snowpiercer”, to jedna z najciekawszych produkcji z gatunku filmów i seriali postapokaliptycznych. Ma w sobie coś z dramatu, coś z fantasy i coś z kryminału. Wciąga i na niemal każdym kroku zaskakuje. Twórcy nie potrzebują nawet zbytnio epatować efektami specjalnymi by przekonać nas co do mocy pociągu i jego możliwości. Naprawdę dobry scenariusz, który obył się bez wielkich absurdów, barwne postacie, zaskakujący finał i jeszcze dużo miejsca do rozwoju historii. No i przegląd społeczeństwa poddanego najtrudniejszej próbie. Ten serial ma dla mnie wszystko by zainteresować całą rzeszę widzów i stać się hitem pokroju „The Walking Dead”.
Ocena: 7/10