„Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda, Świat jest piękny, czy to znasz? Otwórz oczy, patrz, otwórz oczy, patrz! La, la, la… otwórz oczy, patrz”. Tak brzmi refren piosenki zespołu Wiślanie 69, pt. Przygoda. A dlaczego wam go przytaczam? Ano dlatego, że doskonale pasuje on do treści najnowszego tomu mangi Król Szamanów #10. Fabuła wchodzi bowiem w nowy rozdział, a bohaterowie ruszają w nieznane w ramach Turnieju Szamanów.
Stany Zjednoczone Ameryki. Z Japonii przenosimy się na drugi koniec globu. A ma to miejsce w sposób naprawdę zaskakujący. Nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla bohaterów. Otóż samolot, którym tam lecą okazuje się być wielkim over soul. Nagle znika, a Yoh i spółka spadają z bardzo, bardzo wysoka. Gdybyśmy ich nie znali, można by pomyśleć, że znaleźli się w sytuacji życia i śmierci. Wiadomo jednak, że są szamanami, więc z pomocą duchów opiekuńczych jakoś sobie poradzą. I tak też jest.
Wątkiem przewodnim Król Szamanów #10 są poszukiwania miejsca, w którym ma odbyć się Turniej Szamanów. Yoh, Ren, Horohoro i Ryu pozostają bez żadnych wskazówek, z ograniczonym budżetem, w nieznanym miejscu. Muszą jakoś sobie poradzić. Autor w charakterystycznym dla siebie stylu i z przymrużenie oka popycha ich jednak w odpowiednim kierunku. Najpierw czyniąc Ryu królem autostopowiczów, a następnie podsuwając pod nos chłopaków tajemniczą kobietę Lilirarę.

Jest po staremu, ale są też nowości
Hiroyuki Takei nie przestaje nudzić czytelników. Odkrywa przed nami kolejne tajemnice świata szamanów. Tym razem dowiadujemy się co nieco na temat straszliwego i potężnego Hao, który wyraźnie zaznaczył swój cel w poprzednich rozdziałach. Otrzymujemy też wiedzę na temat Paczów, którzy okazują się nie być do końca tymi za kogo ich uważaliśmy. Pojawia się również nowa, charakterystyczna postać. Jest nim nastolatek z Londynu, Lyserg Diethel, który mocno przedstawia się głównym bohaterom. Zdaje się, że jeszcze namiesza w historii.
Poza tym jak bohaterowie obrali właściwą ścieżkę do znalezienia wioski Paczów, nie mam żadnych zastrzeżeń co do fabuły. Król Szamanów #10 wciąga tak samo jak poprzednie tomy. Jest tu też pewien element odświeżenia historii. W końcu zmienia się miejsce akcji. Nie mieliśmy może okazji zobaczyć tej Ameryki zbyt wiele, ale autor świetnie odnajduje się w tym klimacie. Odnajdujemy go w szczególności w detalach, na które warto zwracać uwagę. Choćby na billboardy, czy budynki. A walki jak to walki. Robią wrażenie. Nie są może zawsze spektakularne, ale za to nieprzewidywalne już tak. Czasem nadchodzą nawet znienacka.

Podsumowanie
Manga od wydawnictwa Studio JG nie przestaje mnie zachwycać. Choć sama historia sięga końcówki lat 90. to jak dla mnie prezentuje się zdecydowanie lepiej, ciekawiej i oryginalniej od większości współczesnych shounenów. Kiedyś to mangi robili, chciałoby się rzec. Urzeka złożonymi bohaterami, kreską dzięki której często zapominamy, że większość z nich to jeszcze dzieciaki, a także klimatem przełomu XX i XXI w. kiedy to toczy się akcja Króla Szamanów. No i zakończenie jak zwykle zachęca do śledzenia dalszych losów naszych szamanów, sugerując że niebawem poznamy kolejne zaskakujące fakty na temat tego świata.
Ocena: 8/10