Kobiety świecą własnym blaskiem – recenzja serialu GLOW – sezon 1.

W Polsce mało kto interesuje się wrestlingiem, a z pewnością nie jest to rozrywka pokroju piłki nożnej czy siatkówki. Większość osób zapewne powie, że chodzi tu o dobrze zbudowanych mężczyzn, którzy udają że walczą. Jest to nieco mylna interpretacja, ale być może dzięki nowemu serialowi Netflixa uda się ją nieco naprawić.

Wrestling w kobiecym wydaniu

Serial GLOW, bo o nim właśnie mowa, przedstawia historię powstania wrestlingowego show o takiej właśnie nazwie, w którym główne role odgrywają kobiety. Rzecz ma miejsce w latach 80. gdy ten rodzaj rozrywki stanowił integralną część amerykańskiej popkultury i zdobywał niesamowitą popularność za sprawą choćby Hulka Hogana. Gdzieś w tym wszystkim zaginęły kobiety, aczkolwiek one również przyczyniły się do boomu jaki miał wtedy miejsce.

Ale spokojnie. GLOW czyli „Gorgeous Ladies of Wrestling” (Piękne Kobiety Wrestlingu), to serial który przypadnie do gustu każdemu, nie trzeba wcale znać się na tego rodzaju rozrywce, chociaż dobrze byłoby odłożyć wszelkie uprzedzenia wobec tej dyscypliny.

Na niecałe 6 godzin serialu składa się dziesięć odcinków, które spokojnie można przyswoić sobie w jeden dzień. Główną bohaterką jest Ruth, aspirująca aktorka której nie wiedzie się w Hollywood, ale jest gotowa na wszelkie poświęcenie aby rozwój jej kariery nabrał tempa. Chodząc od castingu do castingu, w końcu trafia na nietypowe przesłuchanie do owego wrestlingowego programu, oczywiście nie mając zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.

Lata 80. pełną gębą

Razem z Ruth poznajemy sekrety tego biznesu i nieco się o nim uczymy. Do tego dochodzi kilkanaście innych dziewczyn, które także starają się o rolę w programie. Główna rola przypadła Alison Brie, której dobrze wychodzi granie z pozoru przeciętnych dziewczyn, ale show skradł według mnie Marc Maron, wcielający się we wciągającego kokainę, tworzącego artystyczne filmy o zabarwieniu erotycznym reżysera, prawdziwe ucieleśnienie problemów lat 80.

Muszę przyznać, że z początku dziwnie oglądało się tamte czasy przedstawione w HD, ale szybko się do tego przyzwyczaiłem. Jako 25-latek raczej nie mam prawa wypowiadać się o latach 80. XX w. w USA, ale tło i klimat serialu zdawał mi się bardzo wiarygodny. Do tego dochodzi jeszcze świetna ścieżka dźwiękowa pełna hitów z tamtego okresu takich jak „Movin Out” czy „Car Wash”.

Jeśli zaś chodzi o fanów wrestlingu, to nie zabraknie także kilku smaczków dla nich. Oprócz niejednego odniesienia do gwiazd lat 80. (wspomniany Hogan czy Ultimate Warrior), w samym serialu wystąpiło kilka sław tej dyscypliny jak choćby John Hennigan lepiej znany jako Johnny Mudno lub John Morrison, Carlos Colon Jr. – Carlito, George Murdoch – Tyrus, czy Kia Stevens – Awesome Kong.

Podsumowanie

Cała historia prowadzi do nagrania pierwszego odcinka programu, ale po drodze nie brakuje wielu dramatów i zwrotów akcji. Łatwo to sobie wyobrazić, gdy kilkanaście dorosłych kobiet przebywa ze sobą niemalże non-stop. Mam jednak wrażenie, że twórcy w pewnym momencie zorientowali się, że przecież nie muszą kończyć tej historii na jednym sezonie i w ostatnich kilku odcinkach rozwinęli zupełnie nowe wątki, które w pierwszej chwili wydawały się zaskakującymi zwrotami akcji, by później zdać się jedynie obciążeniem dla fajnej fabuły.

Dawno tak dobrze się nie bawiłem jak przy seansie GLOW. Jest to świetna rozrywka dla każdego, no może nie licząc żartów z seksu i zażywania narkotyków. Jeśli macie wolne popołudnie, to śmiało włączcie Netflix i dajcie się wciągnąć w szalone lata 80. Naprawdę warto.

Ocena: 8/10

Leave a Reply

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s