Jako, że platforma Netflix na dobre rozgościła się już w Polsce, pojawiło się wiele pozycji do tej pory niedostępnych w naszym kraju, zwłaszcza w polskiej wersji językowej. Dotyczy to zwłaszcza wielu seriali animowanych. Jednym z nich jest „Invizimals”, o których mam zamiar wam opowiedzieć.
„Invizimals” to kolejna produkcja inspirowana serią gier wideo. Do tej pory ukazało się siedem części z serii, która zdobyła sobie popularność wśród najmłodszych. Gracze łapią i trenują stworzenia, dzięki którym mogą walczyć z innymi członkami społeczności. Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że mamy tu do czynienia z kolejną „podróbką” pokemonów, ale tym co wyróżnia „Invizimals” jest użycie zewnętrznej kamery i rozszerzonej rzeczywistości do polowania na stwory.
Pomysł na serial dobry jak każdy inny. Serial hiszpańskiej produkcji liczy sobie 13 odcinków, a swoją premierę miał w 2013 r. jednak dopiero teraz, dzięki platformie Netflix, można obejrzeć go w Polsce. Śledzimy losy trójki bohaterów – Hiro, Sama i Limy, którzy pomagają w badaniu świata Invizimali.
Bohaterowie pomagają swojemu mentorowi i odkrywcy tych stworzeń, Keniemu Nakamurze, będąc częścią Przymierza. W każdym epizodzie poznajemy nowe Invizimale, inne regiony ich świata, a grupka nastolatków łączy siły by zwalczać zbliżające się zagrożenie. Oglądając serial na myśl przyszło mi, iż jest to swego rodzaju połączenie „Kodu Lyoko” z „Digimon”.
Invizimale to stworzenia, które przebywają we własnym świecie, zaś w naszym są niewidzialne. Co jednak ciekawe, twórcy serialu nie zdradzają nam wszystkich szczegółów. Poznajemy bohaterów gdy zajmują się już badaniem stworzeń, nie wiemy jak trójka dzieciaków z różnych części świata dołączyła do tego świata przygody, nie wiemy czemu Keni rozpoczął badania nad Invizimalami, a dopiero pod koniec zostaje rzucone światło na wroga, który chce zniszczyć świat niewidzialnych kreatur.
Wbrew pozorom, największą zaletą serialu nie są Invizimale, które swoją drogą robią wrażenie swoimi zdolnościami, a przede wszystkim wyglądem, ale główni bohaterowie. Całkowicie się od siebie różnią, a przez to współpraca między nimi nie zawsze układa się najlepiej. Stanowi to doskonały punkt wyjścia do przygód pełnych nauki na własnych błędach, niebezpieczeństw, zagadek i humoru.
Co do humoru, to jak w przypadku większości seriali animowanych, stanowi on bardzo ważny element „Invizimals”. Hiro to prawdziwy ryzykant i rozrabiaka, który woli działać zanim pomyśli, Sam to stonowany, nieco flegmatyczny wynalazca, a Lima to inteligentna, ale momentami przemądrzała nastolatka, a razem stanowią wybuchową mieszankę.
To jednak nie wszystko co wyróżnia „Invizimals” na tle innych animacji. W tym wypadku nie każdy epizod jest poświęcony oddzielnej historii, dzięki czemu budowane są dłuższe, bardziej skomplikowane wątki, dzięki czemu trudniej przewidzieć jak potoczą się losy bohaterów. Zdarzają się jednak lżejsze, śmieszniejsze odcinki, które odciągają nas od głównego wątku i dają chwilę wytchnienia.
Co zaś tyczy się samej animacji, to stoi ona na przyzwoitym poziomie, choć z pewnością mogłoby być nieco lepiej. Czasami emocje na twarzach postaci są po prostu zbyt stonowane lub nawet niewidoczne i ten element wymagałby poprawy. Jeśli jednak weźmie się pod uwagę, że jest to hiszpańska produkcja, a jeszcze nigdy takowej nie miałem okazji oglądać, to można śmiało powiedzieć, że nie odstaje od amerykańskich seriali animowanych.
„Invizimals” to kolejna animacja, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i znów za sprawą platformy Netflix. Jakże smutny jest fakt, że w naszym kraju nie powstają tego rodzaju oryginalne produkcje, nie ma nikogo kto mógłby je wyświetlać, a dzieci oglądają w większości zagraniczne produkcje. Ta jednak jest z pewnością tego warta i choć od 2013 r. nie doczekaliśmy się drugiego sezonu, który zapewne już nie powstanie, to twórcy pozostawili sobie furtkę do powrotu i wiele tajemnic pozostało do odkrycia. Być może właśnie Netflix w tym pomoże.
Ocena: 7/10