Mieliśmy już szkołę ninja, szkołę superbohaterów, a niedawno nawet szkołę zabójców. Teraz do tej zacnej grupy może dołączyć szkołę złodziei, która wydała na świat najbardziej nieuchwytną kobietę na świecie. Jej historia nie jest jednak prosta i przyjemna, a z przestępczością ma ona mniej wspólnego niż można by się tego spodziewać. Poznajcie Carmen Sandiego.
9-odcinkowy serial animowany „Netflixa” opowiada o dziewczynie, która została porzucona w Buenos Aires. Tak się składa, że znaleźli ją członkowie organizacji V.I.L.E., założycieli szkoły złodziei. Jako, że bohaterka dorastała w otoczeniu osób tego pokroju, sama zapragnęła zostać jedną z nich i w końcu została przyjęta do ich grona.
Dość szybko okazało się, że ma niezwykły talent, choć jej charakter wielokrotnie narażał ją na nieprzyjemne spojrzenia nauczycieli. Traf chciał, że poznała ukrytą prawdę o organizacji, która okazała się być bandą ekstremistów, nie tylko kradnących, ale także popełniających inne zbrodnie, a to wszystko by zapanować nad światem.
Carmen ma to szczęście, że udaje się jej znaleźć sprzymierzeńców i z ich pomocą okrada V.I.L.E. niczym Robin Hood i powstrzymuje kolejne złowieszcze plany ludzi, których niegdyś uważała za rodzinę. Pierwsze dwa odcinki przedstawiają nam genezę bohaterki oraz to w jaki sposób została walczącą ze złem złodziejką. Z kolei reszta epizodów poświęcona jest oddzielnym historiom, potyczkom z przestępcami i wieczną ucieczką przed poszukującym dziewczynę detektywem.
Przygotowując się do zrecenzowanie pierwszego sezonu serialu (nad drugim już trwają prace), dowiedziałem się, że Carmen Sandiego rozpoczęła swój żywot w ramach serii gier wideo sięgających lat 80. ubiegłego wieku. Dekadę później trafiła do telewizji w ramach animacji „Gdzie się podziała Carmen Sandiego” i dopiero niedawno bo w styczniu br. doczekaliśmy się premiery nowej wersji jej przygód.
Główna bohaterka wyróżnia się ponadprzeciętną inteligencją, sprytem i arsenałem zdolności gimnastycznych oraz atletycznych, jakże przydatnych w jej aktywności. Ubiera się w charakterystyczny długi, czerwony płaszcz oraz czerwony kapelusz, przez co z daleka można ją rozpoznać. Tak, zgadliście, dziewczyna jest bardzo pewna siebie, ale skoro stara się walczyć z nikczemną organizacją, tej pewności siebie musi mieć naprawdę dużo. Poza tym, Carmen nie wie skąd pochodzi, kim są jej rodzice, ani dlaczego została porzucona. Jedyne co pozostało jej z przeszłości, to cztery matrioszki.
Carmen ma wsparcie trójki przyjaciół, których napotkała na swojej drodze. Zupełnie przypadkiem poznała Playera, młodego hakera, wspomagającego ją ze swojego domowego stanowiska. Gdyby nie znalezione na wyspie, będącej siedzibą V.I.L.E. urządzenie, nie tylko nie udałoby się jej stamtąd wydostać, ale prawdopodobnie jej zadania byłyby znacznie utrudnione. Player to jeszcze dzieciak, ale ma fantastyczne poczucie humoru i niezwykłe umiejętności informatyczne. Poza tym dostarcza bohaterom technologicznych cacuszek w stylu kamer, podsłuchów, wytrychów, itp. bez których serial mógłby wyglądać zupełnie inaczej.
Sandiego może również liczyć na wsparcie bostońskiego rodzeństwa, Ivy i Zacka. Nie poznajemy co prawda szczegółów ich spotkania, ale szybko dostrzegamy, że w głowie mają przygodę i chęć niesienia pomocy innym. W odróżnieniu od Playera, wspierają bohaterkę w terenie, zajmując się często prowadzeniem pojazdów, odwracaniem uwagi przeciwnika, czy nawet infiltracją.
Do tego trzeba jeszcze dorzucić całą ekipę złoczyńców, zarówno tych świeżo upieczonych jak i nauczycieli z siedziby V.I.L.E. Każdy z nich ma nie tylko charakterystyczny wygląd i sposób bycia, ale nawet akcent. Na koniec wypada mi jeszcze wspomnieć o detektywie Devineaux, który ściga główną bohaterkę, zawsze będąc o krok za nią, lecz przez swoją nachalność nie jest w stanie jej dorwać.
„Carmen Sandiego”, to świetny serial w szpiegowskim klimacie. Pościgi, zasadzki, przechytrzanie rywali – jest tu tego pełno. Klimatu dopełnia ścieżka dźwiękowa z fantastycznym motywem przewodnim, stanowiącym połączenie współczesnej muzyki z klasycznymi dźwiękami, które przypomina mi utwór rodem z nowej wersji „Ocean’s Eleven”. Fantastyczny jest odcinek, w którym bohaterka walczy za kulisami opery, a w rytm przygrywa jej „Carmen”Georgesa Bizeta. Intensywna i kolorowa animacja dopełnia obraz pełnej akcji, wiedzy i humoru animacji.
Serial naprawdę wciąga. Widać, że kolejne jej części są przemyślane. Autorzy postarali się, żeby było tu jak najmniej błędów logicznych, choć te się zdarzają by zapytać choćby o to gdzie podziali się inni absolwenci szkoły złodziei, którzy muszą być zdecydowanie bardziej doświadczeni od uczniów z klasy Carmen? Każdy odcinek, to nie tylko zabawa, ale także nauka. Główna bohaterka jest miłośniczką geografii, dzięki czemu za każdym razem dowiadujemy się ciekawostek na temat miejsc, w które trafia, a na tej liście są wszystkie kontynenty za wyjątkiem Antarktydy. Poznajemy kulturę i historię różnych państw, a przygody złodziejki sprawią frajdę osobom w każdym wieku.
Jedną z osób odpowiedzialnych za powrót Carmen jest Duane Capizzi, który na swoim koncie ma mnóstwo różnych animacji, od „ALF: The Animated Series”, przez „The Mask”, aż po „Transformers Prime”. Za reżyserią również przemawia doświadczenie w osobach Kenny’ego Parka („Pucca”, „Wolverine and the X-Men”, „Kid vs. Kat”) i Josa Humphreya („Klopsiki i inne zjawiska pogodowe”, „Transformers: Rescue Bots”). To doświadczenie w różnych rodzajach animacji zdecydowanie się przydaje i sprawia, że „Carmen Sandiego”, to jedyna w swoim rodzaju mieszanka stylów, kultur, akcji i humoru, zdolna zadowolić zarówno dzieciaki jak i najmłodszych.
Fani franczyzy z pewnością znajdą tu dla siebie sporo smaczków i nawiązań do gier, programów telewizyjnych czy serialu. Naprawdę spodobała mi się choćby scena, w której bohaterka nadaje sobie nowy pseudonim, odczytując miejsce produkcji jej kapelusza. Z kolei ci, którzy podobnie ja ja, dopiero zaczynają swoją przygodę z Carmen, nawet się nie obejrzą, a wszystkie dziewięć odcinków będzie za nimi i zażądają więcej.
Ocena: 8/10