Poczucie bycia opuszczonym, odtrąconym przez wszystkich, poniżanym bez żadnego powodu. Mnóstwo osób codziennie znajduje się w takiej sytuacji, a przynajmniej wydaje im się, że społeczeństwo o nich zapomniało i nie zamierza wyciągnąć pomocnej ręki. Kimś takim jest Arthur Fleck, bohater najnowszego filmu Todda Phillipsa, pt. „Joker”.
Wyżej wymieniony przeze mnie stan emocjonalny, to tylko wierzchołek góry lodowej jeśli chodzi o Arthura. Zmaga się on z chorobą, zażywa mnóstwo leków, opiekuje się matką, pracuje jako klaun i pragnie zostać komikiem. W tym wszystkim nie pomaga mu Gotham, w którym żyje od urodzenia, bowiem miasto jest w opłakanym stanie. Śmieciarze strajkują, na ulicach szerzy się przestępczość, a ludzie zdają się już nie pamiętać czym jest szacunek. Przez dwie godziny przyglądamy się do czego te wszystkie elementy razem wzięte doprowadzą.
Joker, jak zapewne wiecie, to postać wywodząca się z komiksów wydawnictwa DC. Wielokrotnie mogliśmy już podziwiać ją na szklanym ekranie, a wcielali się w nią tacy aktorzy jak Jack Nicholson, Heath Ledger, a ostatnio Jared Leto. Pierwszy raz mamy jednak okazję podziwiać film w pełni skupiający się na kultowym złoczyńcy i jest to historia oryginalna, w minimalny sposób czerpiąca z komiksów.
Nie trzymając was w niepewności, zdradzę że film bardzo mi się podobał. Większość osób będąca za pan brat z popkulturą kojarzy Jokera, więc może mieć pewne przeczucia co do tego w jaki sposób potoczą się losy głównego bohatera. Dzięki temu już od samego początku oglądamy w niezwykłym napięciu, przyswajając sobie każde jego słowo, ruch, zachowanie.
Według mnie film ma idealnie wymierzony rytm. Płynnie przechodzi od sceny do sceny. Akcja toczy się w dosyć spokojnym tempie, tylko w niektórych miejscach przyspieszając, co jest związane z wydarzeniami robiącymi piorunujące wrażenie. Nie czuć znużenie, a zainteresowanie tym jak ta historia może się zakończyć wzrasta z każdą minutą.
Z klimatem „Jokera” świetnie współgra muzyka, zarówno oryginalna ścieżka dźwiękowa, która momentami przywodzi na myśl gravitas trylogii Mrocznego Rycerza Christophera Nolana jak i użyte w filmie utwory muzyczne takie jak „Smile” Jimmy’ego Durante’a czy Rock’n’Roll (part 2) Gary’ego Glittera.
Film stylizowany jest na lata 80. choć nie pada w nim żadna konkretna data. Widać w nim odniesienia do takich tytułów jak „Taksówkarz”, czy „Król Komedii” Martina Scorsese, ale z tą inspiracją nimi, o której sporo mówi i mówiło się w mediach bym nie przesadzał. „Joker” broni się bowiem własną fabułą, a przede wszystkim głównym bohaterem, a wyżej przeze mnie przytoczone elementy choć zapadają w pamięć, nie są tu najistotniejsze.
Przejdźmy w końcu do postaci, wokół której kręci się całą historia. Fantastycznie w roli odnalazł się Joaquin Phoenix, który opuszcza swoje ciało i staje się Arthurem Fleckiem/Jokerem. Osoby odtrącone, opuszczone, znajdujące się na w kryzysowym położeniu będą w stanie bardzo dobrze zrozumieć bohatera, a nawet się z nim utożsamić. Każdy z nas w pewnym momencie życia ma wrażenie, że wszystko sprzeciwia się przeciwko nam, ale większości udaje się przez to przejść.
Arthur stara się dostosować do otaczającego go świata. Próbuje żyć jak wszyscy inni, chce po prostu być szczęśliwy, ale zmieniająca się rzeczywistość i ludzie doprowadzają go na skraj przepaści, miejsce z którego nie ma już odwrotu. Phoenix bryluje pod względem psychologii postaci, ale także jej mimiki, każdego ruchu (wspaniały jest jego taniec) no i przede wszystkim śmiechu, który ma tu istotne wrażenie. Co dla mnie jednak najważniejsze, na ekranie nie widzimy złoczyńcy rodem z komiksów, ale człowieka z krwi i kości. Aktor po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z najlepszych artystów swojego pokolenia i jak najbardziej zasługuje na Oscara.
Próbowałem znaleźć jakiś słaby punkt „Jokera”, ale nie byłem w stanie. Dla mnie jest to idealnie skrojone kino, które potrafi przestraszyć i wzruszyć. pobudza do dyskusji na temat otaczającego nas świata, przede wszystkim jednak pokazuje, że każdy z nas może skończyć tak jak główny bohater. W życiu nie wystarczy przybrać szczęśliwej twarzy by stać się szczęśliwym, ale czy Arthur kiedykolwiek to zrozumie?
Ocena: 9/10