Każdy z nas miał w dzieciństwie jakieś marzenia. Jedni chcą zostać strażakami, inni lekarzami, a niektórym do szczęścia wystarczy własny dom albo rodzina. Często te nasze marzenia musimy jednak dostosować do sytuacji w jakiej się znajdujemy, stąd nie zawsze się one spełniają. Ja chciałem zostać piłkarzem, ale nic z tego nie wyszło. Są jednak takie osoby, które marzeniom podporządkowują całe swoje życie, każde wydarzenie, każde posunięcie i w tym miejscu na scenę wkracza Payton Hobart.
Payton od zawsze chciał zostać prezydentem. Nie pytajcie dlaczego, bo sam bohater nie udzielił nam odpowiedzi na to pytanie. Chłopak ułożył sobie ścieżkę, która ma go zaprowadzić do Białego Domu, a pierwszym przystankiem na niej jest dostanie się do Harvardu. Żeby jednak do tego doszło, musi zostać wybrany przewodniczącym szkoły i na tym skupia się najnowszy serial Netflixa zatytułowany „Wybory Paytona Hobarta” (w oryginale „The Politician”).
Serial jest najnowszym dziełem Ryana Murphy’ego, który jakiś czas temu podpisał wielomilionowy kontrakt z Netflixem po długiej współpracy ze stacją FX. Nie da się ukryć, że w produkcję włożono mnóstwo kasy, bo główni bohaterowie pochodzą z bogatych rodzin i to bogactwo zostaje dobitnie podkreślone, choćby wtedy gdy przenosimy się do ich posiadłości.
Znalazło się tutaj miejsce dla kilku postaci, które szybko zapadają w pamięć.
Na pierwszym miejscu należy wyróżnić tytułowego bohatera, w którego wcielił się Ben Platt. Doskonale rozumie swoją postać oraz oddaje jej niezwykłą ambicję oraz emocjonalny chaos z jakim w każdym odcinku się mierzy. Jest też boska Jessica Lange, która u Ryana Murphy’ego zawsze gra fantastycznie i nie inaczej jest tym razem gdy wciela się w rozdmuchaną, wyniosłą i zmanierowaną babcię, opiekunkę chorej na raka wnuczki. W obsadzie mamy też Gwyneth Paltrow, Boba Balabana czy Dylana McDermotta, choć sama fabuła skupia się przede wszystkim na młodych aktorach i aktorkach, o których sam Filmweb ma niewiele do powiedzenia.
Z początku wszystko wydawało mi się być na właściwym miejscu i byłem podekscytowany tym, co serial ma do zaoferowania. Niestety dosyć szybko zauważyłem, że twórcy strasznie się spieszą i zamiast spokojnie budować kampanię wyborczą bohatera, co rusz dorzucają kolejne wątki, nie zawsze logiczne. Trzeba też podkreślić, że ciężko jest w pełni „kupić” opowiadaną historię, biorąc pod uwagę fakt jak bardzo różnią się systemy edukacji w Polsce i w USA.
Na podstawie moich własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że bycie przewodniczącym w liceum nie miało większego znaczenia dla mojego dostania się na wymarzoną uczelnię i kierunek studiów, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych taka aktywność ma znaczenie. Dodatkowo, trudno uwierzyć, że znalazły się osoby, które zostają sługusami Paytona i z własnej nieprzymuszonej woli dążą do realizacji jego marzenia. Tę kwestię można by jednak łatwo rozwiązać, pokazując jak doszło do zacieśnienia więzi między bohaterami, ale do tego nie dochodzi.
Problem miałem także z historią babci trującej wnuczkę, która jest przekonana, że ma raka, a to wszystko dlatego, że w tym roku miał premierę miniserial „The Act” opowiadający właśnie o takiej historii. Już to widziałem i przez to ten wątek wydawał mi się być zbędny, stworzony tylko po to by Jessica Lange miała ciekawą rolę do zagrania.
Sam wątek prowadzenia kampanii, zdobywania głosów, analizowania potrzeb wyborców został świetnie przedstawiony, otwierając nas na mechanizmy działania polityki oraz metody jakimi kierują się politycy. Wyciąganie brudów, składanie obietnic, pilnowanie się na każdym kroku by odpowiednio się wypowiadać i zachowywać, to wszystko serial przedstawia po prostu świetnie. Dodatkowo, cudowne jest według mnie intro, które pokazuje nam jak ten tytułowy polityk zostaje ukształtowany. Bardzo pomysłowe posunięcie.
Jeśli kojarzycie „Glee”, to w ośmio-odcinkowym pierwszym sezonie „Wyborów Paytona Hobarta” będziecie mieli do czynienia z podobnym, często absurdalnym poczuciem humoru. To przekłada się również na absurdalne sytuacje jak choćby bliźniaki chcące zabić będącego w śpiączce ojca, czy postać przygłupa Ricardo albo wspominana wcześniej babcia Dusty Jackson. Tego jest po prostu za dużo, a wydarzenia dzieją się zbyt szybko jak na jedną historię. Czarę goryczy przelewa według mnie ostatni odcinek, który powinien mieć miejsce, ale raczej nie w pierwszym sezonie.
Dostrzegam pozytywne strony nowego serialu twórcy „American Horror Story”, ale generalnie mam przekonanie, że „Wybory Paytona Hobarta” nie wykorzystują swojego potencjału. Być może nieco poważniejszy ton narracji, zrobienie z tej produkcji mini-serialu i skupienie się na szczegółach sprawiłoby że produkcji Netflixa urosłaby w moich oczach. „The Politcian” trafi w gust młodych Amerykanów, ale niekoniecznie musi przemówić do Polaków.
Ocena: 7/10