Choć w ostatnich latach mamy prawdzie zatrzęsienie kryminalnych seriali oraz thrillerów, to mało który z nich w pełni mnie usatysfakcjonował. Jak to często w życiu bywa, to co najlepsze nadchodzi niespodziewanie. I tak właśnie w moim przypadku było z serialem Kulawe konie, na którego zwiastun przypadkiem natrafiłem w sieci. Wystarczyły dwie minuty z bandą przegrywów oraz niezwykle charakterystycznym Garym Oldmanem bym dał szansę produkcji Apple TV+. Nie był to czas stracony.
Kulawe konie to serial oparty na twórczości brytyjskiego pisarza Micka Herrona. Opowiada on historię specjalnej jednostki MI5. Specjalnej przede wszystkim dlatego, że trafiają do niej najgorsi agenci, chodzące porażki, osoby za które agencja się wstydzi i z którymi nie ma co zrobić. Wśród nich jest skompromitowany po misji treningowej River Cartwright, wnuk jednego z najlepszych szpiegów, w którym pokładano wielkie nadzieje.
Pierwszy sezon skupia się na porwaniu Brytyjczyka pakistańskiego pochodzenia Hassana Ahmeda przez ultra-prawicową organizację Synów Albionu. Z czasem dowiadujemy się jednak, że nie jest to zwykłe porwanie by zrobić z muzułmanina przykład i zabić go w relacji na żywo. W sprawę zamieszane jest bowiem MI5. I kto wbrew rozkazom pakuje się w tę sprawę? Ano nasz niesforny River.
Kulawe konie są jak Układ Słoneczny, a Słońcem jest w nim odgrywany brawurowo przez Gary’ego Oldmana podstarzały agent, kierownik jednostki Slough House Jackson Lamb. Lamb nie owija w bawełnę. Mówi jak jest, co rusz poniżając swoich niekompetentnych podwładnych, czemu często towarzyszą jego problemy natury gastrycznej. Jego bezpośredniość czyni go postacią jedocześnie przezabawną i fascynującą.
Serial to typowy dla Wielkiej Brytanii świetnie napisany thriller, ale z dodatkiem amerykańskiego rozmachu. Oprócz mocno zarysowanych postaci, widza przyciągają przede wszystkim tajemnice. Mogłoby się wydawać, że pracownicy wywiadu znają je wszystkie, ale szybko przekonujemy się, że najwięcej sekretów skrywają sami między sobą. Choć skupiamy się przede wszystkim na sprawie porwania, to w tak zwanym międzyczasie twórcy podrzucają nam inne wątki takie jak przeszłość Lamba oraz jak ten uznany niegdyś szpieg upadł tak nisko, czy na jakiej podstawie tak naprawdę trafia się do Slough House.

Generalnie, siłą serialu są jego bohaterowie. Choć większość z nich została z jakiegoś powodu zdegradowana i zesłana do Slough House to widz i tak oczekuje od nich pewnego poziomu wiedzy i wyszkolenia. Tym zabawniejsza staje się historia gdy zgodnie z często powtarzanymi przez Lamba słowami bohaterowie rzeczywiście są przegrywami i nierzadko nie potrafią poradzić sobie w prostych sytuacjach. Z drugiej strony niespodzianką jest fakt jak mocno angażują się w sprawę porwania choć ta w ogóle nie leży w ich kompetencjach.
Kulawe konie świetnie balansują między akcją i polityką. Serial angażuje od pierwszych minut, fabuła została idealnie rozpisana, nie ma tutaj niepotrzebnych dłużyzn. Krótko mówiąc, produkcja nie przynudza ani na chwilę. Sześć odcinków w zupełności wystarczy by pokazać nam pościgi, morderstwa, szpiegowskie sztuczki, a to wszystko z dodatkiem dużej ilości humoru i aury tajemniczości. To kolejna oryginalna produkcja Apple TV, której warto, a nawet trzeba poświęcić czas.
Zdjęcia: Apple TV+