
Ludzkość walczy o swoje przetrwani! By zapewnić sobie kolejne tysiąc lat egzystencji musimy stoczyć 13 pojedynków z… bogami! W pierwszej walce naprzeciw siebie stanęli Thor i Lu Bu Fengxian. Zbliżamy się do finału tego starcia, które przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Mimo początkowego wrażenia straconej pozycji naszych przedstawicieli pojawiła się nadzieja! O tym jak mogą potoczyć się dalsze losy ziemskiej cywilizacji przekonujemy się z lektury drugiego tomu mangi Walkirie kresu dziejów.
Oryginalna manga wydana w Polsce przez Waneko powraca, kończąc pierwszy pojedynek w Record of Ragnarok, a następnie skupiając się na kolejne bosko-ludzkiej konfrontacji. Autorzy jeszcze mocniej podkreślają potęgę bogów, a także zdradzają nam ich sekrety. Nie zapominajmy też o niespodziankach, które są jednym z najmocniejszych elementów tego tytułu.
Czy jesteśmy zaskoczeni tym, że mimo heroicznej walki Lu Bu jednak został pokonany przez Thora? Nie. Jednakże, nasz optymizm co do ostatecznych rezultatów turnieju znacząco maleje. Krwawa i brutalna walka trzymała nas w napięciu przez kilka rozdziałów, a teraz czekamy na następne ekscytujące i nietypowe starcie. Tym razem twórcy podążają w innym kierunku.

No dobrze. Zaczęło się kiepsko, ale wciąż jest nadzieja! Podtrzymuje ją w nas nie kto inny jak pierwszy człowiek! Tak. Drugim przedstawicielem ludzkości jest sam Adam, ojciec wszystkich ludzi. Zarówno nas jak i jego czeka jednak niespodzianka. Miał on zmierzyć się z hinduskim bogiem, lecz doszło do zmiany planów. Naprzeciw niego staje ten najstarszy i najsilniejszy, zwany ojcem wszystkich bogów Zeus!
Adam kontra Zeus
Już od pierwszych stron Walkirie kresu dziejów przedstawiły nam Zeusa w zabawny sposób. Chyba każdy czytelnik pomyślał sobie na jego widok “ten staruszek to Zeus?”. I choć wygląda słabowicie, to skrywa ogromną moc, a jego rządza walki jest ogromna. Szczęki opadają nam gdy nagle jego mięśnie przybierają ogromnych rozmiarów, nasuwając na myśl Jackiego Chuna z Dragon Balla. Zanim do tego dojdzie twórcy podtrzymują komiczny ton i serwują nam przezabawny taniec Zeusa.
Nietypowy jest również wizerunek Adama. Wygląda na bardzo przystojnego, choć jest w nim pewna nutka kobiecości. W odróżnieniu od Lu Bu nie przypomina ona wojownika, a przecież naprzeciw niego staje najsilniejszy z bogów! Jak się jednak niebawem okazuje ukrywa potężną moc, która może przechylić szalę zwycięstwa na jego korzyść. Twórcy mangi po raz kolejny wykazują się oryginalnością w czerpaniu z mitologicznych, a w tym przypadku także biblijnych opisów.

Walkirie kresu dziejów – wiele plusów i niewiele wad
W drugim tomie Walkirie kresu dziejów jest na czym zawiesić oko. Ja w szczególności zwróciłem uwagę na to z jaką dokładnością i pieczołowitością powstały wizerunki poszczególnych bohaterów. Te wszystkie mięśnie, tryskające kropelki krwi, fryzury, ciuchy, tatuaże, bronie, itd. robią ogromne wrażenie. Przede wszystkim jednak zapadają nam w pamięć i zwiększają naszą ciekawość wobec tego tytułu.
Dużo pisałem już o oryginalności tej historii i o świetnie komplementującym się z nią stylu. Nie należy jednak zapominać, że jest to po prostu świetnie wydana manga. Wewnątrz znajdziemy kolorową stronę, przedstawiającą Thora. Bardzo dobre jest również tłumaczenie. Jedynym elementem, do którego mogę się przyczepić jest tłumaczenie tytułu. W angielskojęzycznym wydaniu jest to Record of Ragnarok, a w oryginale jeszcze inne – Shūmatsu no Warukyūre. Wystarczyło zdecydować się na jeden człon.

Podsumowanie
Drugi tom mangi ponownie zaskakuje. Oczywiście, nie brakuje dynamicznej akcji, napakowanej testosteronem walki. Również poczucie humoru jest świetne, a autorzy naśmiewają się z przywar tych rzekomo doskonałych bogów. Co więcej, manga kończy się w momencie przewagi naszego przedstawiciela i znów daje nam nadzieję na pierwsze zwycięstwo w turnieju. Tylko czy do tego dojdzie? Przekonamy się niebawem.
Recenzja powstała przy współpracy z wydawnictwem Waneko.
Jeśli manga was zaciekawiła to możecie się w nią zaopatrzyć pod poniższym linkiem: