
Jeden z długo wyczekiwanych filmów Marvela, kontynuacja wielkiego hitu sprzed kilku lat, Czarna Pantera: Wakanda Forever miał właśnie swoją premierę. Długo wyczekiwanych z kilku powodów. Jednym z nich był niesamowity sukces komercyjny oraz krytyczny pierwszej części. Drugim, zdecydowanie ważniejszym, była śmierć odtwórcy głównej roli, Chadwicka Bosemana oraz nasuwające się przy tej okazji pytanie, co Marvel w związku z tym zrobi. Odpowiedź na to pytanie znajdziecie poniżej.
Jakiś czas temu Kevin Feige wypowiadał się na temat czwartej fazy uniwersum Marvela, której zwieńczeniem jest właśnie film Czarna Pantera: Wakanda Forever. Ten etap filmowego świata superbohaterów skupiał się na utracie. Utracie bliskich, którą spowodował tzw. blip wywołany przez Thanosa. Przekonaliśmy się o tym jak herosie poradzili sobie z konsekwencjami tych zdarzeń. Filmy i częściowo także seriale skupiały się jednak na żalach i krzywdach w szerszej perspektywie.
Widzieliśmy żałobę Yeleny po śmierci Natashy, a także wewnętrzne zmagania Clinta Burtona po zajściu na planecie Vormir. Mieliśmy również okazję obserwować Thora, który stracił praktycznie całą swoją rodzinę, a teraz przyszło mu zmierzyć się z powrotem jego największej miłości, Jane Foster. Z kolei magia sprowadziła na manowce Wandę Maximoff, której obsesja na punkcie synów z innych wymiarów doprowadziła niemal do szaleństwa. Zwieńczeniem tego etapu, wydaje mi się, że naprawdę świetnym jest Czarna Pantera: Wakanda Forever.
Smutek, żal, utrata
Jako, że zmarł odtwórca roli T’Challi, twórcy postanowili nie zastępować go innym aktorem i ten wątek przenieśli na szklany ekran. Punktem wyjścia historii jest zatem śmierć Czarnej Pantery, ale bardziej śmierć brata i syna oraz jej wpływ na królewską rodzinę Wakandy oraz najbliższych przyjaciół herosa. W dużej mierze chodzi tutaj wpływ na emocje i wewnętrzne zmagania bohaterów z żałobą, choć łączy się to z wątkiem politycznym. W końcu państwo straciło swojego króla i zostało przez to osłabione.
Z jednej strony obserwujemy bardzo emocjonalne zmagania Shuri, królowej Ramondy i pozostałych bohaterów, a z drugiej, bardziej superbohaterskiej strony, rozwija się przed nami historia, której głównym punktem jest Vibranium. Państwa uważają, że Wakanda ma obowiązek podzielić się rzadkim metalem ze światem i starają się zrobić wszystko by go zdobyć. Nawet jeśli mają szukać go poza Afryką. I tak do gry wchodzi państwo Talokan i jego władca Namor. A ten zrobi wszystko by chronić swój naród, nawet jeśli ma się to wiązać z wypowiedzeniem wojny całemu światu.
Ryan Coogler powoli i dokładnie rozwija swoją historię. Można wręcz odnieść wrażenie, że ze swojej wizji nie usuwa żadnej sceny i stąd film trwa ponad dwie i pół godziny. Ja nie czułem jednak tej długości seansu, gdyż już od pierwszej sceny zsynchronizowałem się z jego historią. Szybko poczułem emocjonalne natężenie. Na żadnym innej produkcji Marvela sobie nie popłaczecie tak jak na filmie Czarna Pantera: Wakanda Forever.

Co nowego? Co starego?
Nie jest to typowy film Marvela, gdyż na pierwszym planie nie są walki, pościgi i nadprzyrodzone moce. Te oczywiście się pojawiają, inaczej być nie mogło. Do mnie bardziej przemawia jednak wielokrotnie już wspominane warstwa duchowa i emocjonalna. Taki był cel reżysera i według mnie panu Cooglerowi udało się go zrealizować. Film koncentruje się przede wszystkim na postaci Shuri, jej żałobie, jej wewnętrznej przemianie i przyjęciu tytułu Czarnej Pantery.
Dla wielu, jeśli nie większości bohaterów tego filmu Chadwick Boseman był przyjacielem, a nawet kimś więcej. Film to także dla samej obsady swego rodzaju katharsis, krok do przodu po wielkiej stracie. Emocje z prawdziwego życia udało im się doskonale przenieść na ekran, w czym dodatkowo pomógł bardzo dobrze skonstruowany scenariusz. Nie zabrakło jednak nowości i tą nowością są Talokanie oraz Namor, o którym chciałbym wam teraz opowiedzieć.
Odtwórca roli postaci, która pojawiła się w pierwszym komiksie Marvela (Marvel Comics #1), Tenoch Huerta doskonale sobie poradził. Z jednej strony czuć przed Namorem szacunek, a nawet strach, czuć jego potęgę i silny charakter. Z drugiej strony, jest w nim pewna niedoskonałość. Jak tłumaczy nam film, jego imię pochodzi od frazy “El niño sin amor”, która oznacza “chłopiec bez miłości”. To właśnie ten brak miłości uczynił go zdolnym do zrobienia absolutnie wszystkiego co konieczne by chronić swych pobratymców.

Muzyka odsłania przed nami afrykańskie rytmy. Stanowi kontynuację ścieżki dźwiękowej z poprzedniej części filmu, ale dodaje też pewien element cierpienia i żałoby. Świetnie podkreśla temat filmu. Czarna Pantera: Wakanda Forever bardzo dobrze prezentuje się również pod kątem efektów specjalnych, kostiumów, generalnie tworzenia świata zarówno Wakandy jak i Talokan. Podwodne sceny wyglądają pięknie, choć nowego Avatara raczej nie przebiją. Błyskawicznie przeniosłem się do świata ze szklanego ekranu.
Podsumowanie
Jeśli chodzi o pozytywy, to trzeba wspomnieć o postaci Riri Williams, która niejednokrotnie w trakcie filmu zabłysnęła. Wcielająca się w nową postać Dominique Thorne wydaje się być stworzona do zagrania tej roli. Riri jest zabawna, charyzmatyczna i pewna siebie. Wypada świetnie także za sprawą faktu, że nagle zostaje wrzucona do tego wielkiego świata superbohaterów i nadprzyrodzonych mocy. Trochę się go boi, bardzo się nim ekscytuje i te dwie sprzeczności w jej przypadku stanowią wybuchową mieszankę.
Co negatywnego można powiedzieć o Czarna Pantera: Wakanda Forever? Choć długość filmu mi nie przeszkadzała, to niektóre sceny nieco się dłużyły, a nawet można by się bez nich obyć. W pewnym momencie można też odczuć jakby twórcy filmu za bardzo wałkowali temat utraty, żałoby, itp. przez co niektórym widzom może uciec przekaz tego tytułu. Poza tym nowa produkcja Marvela bardzo mi się spodobała. Od gry aktorskiej, przez nawiązania do świata Marvela, niespodzianki, aż po klimat. Nie będę ukrywał, że niejeden raz popłynęły mi łzy. Było to dla mnie bardzo emocjonalne przeżycie, tym bardziej, że Marvel towarzyszy mi od dzieciństwa. Od komiksów, przez animacje, aż po filmy. Być może przez to emocjonalne przywiązanie wywarł on na mnie tak pozytywne wrażenie. Uważam jednak, że nawet widzowie nie będący w 100% za pan brat z tym światem wyniosą coś pozytywnego z tego seansu.
Zdjęcia: Marvel Entertainment