
Co byście zrobili, gdybyście mogli odzyskać utracony czas? Zapewne wiele osób poświęciłaby go swoim pasjom. Inni skupiliby się na karierze zawodowej. Myślę jednak, że większość przeznaczyłaby go na bycie ze swoimi najbliższymi. Przed taką szansą staje właśnie Scott Lang, który pięć lat spełnił w niebycie by następnie powrócić i “ocalić świat”. Jego córka dorosła, a on nie mógł być wtedy przy niej. To wszystko może się jednak zmienić, a o tym jak może do tego dojść przekonujemy się, oglądając najnowszy film Marvel Studios, pt. Ant-Man i Osa: Kwantomania.
Jak to często bywa w filmach Marvela, zawiązanie akcji ma miejsce w wyniku pewnego przypadku. Oto niesforna, wpadająca w tarapaty Cassie, pracując z wujkiem Hankiem opracowuje technologię, mającą posłużyć zbadaniu wymiaru kwantowego. Tylko, że w tym wymiarze już ktoś jest. I szuka Ant-Mana. I tak oto szczytny cel pakuje naszych bohaterów – Scotta, Hope, Cassie, Hanka i Janes w pułapkę zastawioną przez niszczyciela światów, “wielkiego złego” Marvela, Kanga Zdobywcę.
Nowy czy stary Marvel?
Zanim jednak trafiamy do barwnego, fantastycznego, nowego świata twórcy próbują nas przekonać, że nie jest to kolejna produkcja Marvela w stylu akcja, humor, akcja, humor, akcja, humor. Zarysowują bowiem wątek rodzinny, w którym widzimy jak Scott przejmuje się córką, ta jest zbuntowana i poszukują wspólnej nici porozumienia. Z wymiarem kwantowym łączy nas postać Janet, która tkwiła tam przeszło 30 lat i ma wiele tajemnic. Jest też Hank i jego mrówki. A, zapomniałbym o Hope, która jest takim nowym Tonym Starkiem, przejęła firmę ojca i próbuje naprawiać świat po swojemu. Nie ukrywajmy jednak, że głównie jest to akcja, humor, akcja, humor, akcja, humor i to z różnym skutkiem jeśli chodzi o jakość.
Razem z bohaterami odkrywamy zupełnie nowy wymiar. I to odkrywanie jest fantastyczne! Widzimy ten zupełnie nam nowy i dopracowany pod każdym szczegółem kwantowy świat, zamieszkujące go niesamowite istoty. Przyglądamy się tej kolorowej krainie, może czując się odrobinę przytłoczonymi natłokiem nowych postaci, miejsc, nazw, ale wygląda to świetnie. W tak zwanym międzyczasie poznajemy złoczyńcę i tu pojawia się typowy problem filmów Marvela. Wiemy bowiem jak w większości przypadków ci złoczyńcy kończą i choć Ant-Man i Osa: Kwantomania zapowiadał się jako widowisko z dramatycznym pazurem, w którym stawki są naprawdę wysokie, to w pewnym momencie niestety produkcja podąża w dość schematycznym kierunku.

Jest przyzwoicie, ale…
Sam Kang, długo zapowiadany wróg naszych superbohaterów ma potencjał. Odniosłem jednak wrażenie, że twórcy nie wystarczająco odsłonili przed nami jego historię, na czele z jego motywacjami. Choć Jonathan Majors w tej roli stara się jak może, to braków scenariusza nie nadrobi. Pamiętam, że byłem wręcz przerażony gdy przed moimi oczami rozgrywała się finałowa walka, która w oczach wielu widzów mogła po prostu pogrążyć tę postać. Dobrze, że są te dwie sceny po napisach, w końcu bez komediowych wygłupów, bo one naprawdę nakręcają oczekiwanie przed kolejnymi produkcjami.
Wizualnie jest naprawdę fajnie. Ja nie widziałem tam wielkich wpadek w departamencie efektów specjalnych. Komediowo jest różnie. Niektóre żarty trafiają do nas od razu i wywołują salwy śmiechu. Inne są naprawdę drętwe (jak ciągłe powtarzanie “w porządku” w jednej ze scen) i suche. Fajnie wypadł Bill Murray i wcale nie przeszkadzał mi przewidywalny los jego postaci. Do gustu przypadła mi nawet postać MODOK-a choć podejrzewam, że raczej podzieli widzów, bo ma niewiele wspólnego z komiksowym pierwowzorem. Zaskakująco fajnie wypadł też wątek Michaela Douglasa. Żałuję, że Henry Pym nie jest kilkadziesiąt lat młodszy, bo to dałoby naprawdę wiele MCU. A wszystko jak zawsze z charakterystycznym sobie urokiem ciągle Paul Rudd.

Podsumowanie
Tylko ten scenariusz, który nie powala na kolana. Czuć momentami, że z Ant-Man i Osa: Kwantomania wycięto trochę za dużo, jakby maksymalnie uproszczono historię. Choć film mi się spodobał, to podejrzewam, że zapamiętam z niego głównie sceny po napisach. Nie spektakularne wizualnie walki, czy dowcipy. Myślałem, że twórcy jednak pójdą w bardziej dramatycznym kierunku, tym bardziej, że ma to być otwarcie kolejnej fazy MCU. A tak dostałem typową rozrywkę od Marvela. I choć ta rozrywka mi jak najbardziej odpowiada to faktycznie pojawiają się pewne oznaki zmęczeniem materiału.
Ocena: 6,5/10