Star Wars: Leia – recenzja 1 tomu mangi

Większość osób kojarzy Gwiezdne Wojny przede wszystkim z filmów, w nieco mniejszym stopniu z seriali. Jednak nie tylko na tych dwóch mediach kończy się uniwersum stworzone przez George’a Lucasa. Są jeszcze gry, książki, a także komiksy. A skoro o tych ostatnich mowa, to Disney, właściciel praw do marki Star Wars w ostatnich latach zaczął inwestować w tym ostatnim kierunku. Konkretnie chodzi mi o mangi, które nie są oczywistym wyborem jeśli chodzi o tę franczyzę, ale z pewnością mogą stanowić źródło ciekawych historii. Jedną z nich poznajemy za sprawą lektury pierwszego tomu Star Wars: Leia.

Wydany w Polsce przez Egmont tytuł jest pierwszą mangą od Disneya w naszym kraju. Opowiada on o losach nastoletniej księżniczki Lei. Bohaterka, chcąc zostać następczynią tronu planety Alderaan musi sprostać trzem specjalnym wyzwaniom: wspiąć się na szczyt Appenzy, pobrać nauki w imperialnym senacie oraz udać się z misją humanitarną do biednych i potrzebujących regionów galaktyki. Na papierze brzmi to łatwo, ale jak się wkrótce przekonujemy, wcale tak nie będzie.

Gdzie, kiedy, co i jak

Zanim jednak przejdziemy do właściwej fabuły komiksu czeka nas wstęp. Dla fanów Gwiezdnych Wojen będzie on stanowił dobre przypomnienie wydarzeń, które ukształtowały Imperium. Jest to skrót trzech pierwszych epizodów sagi. Pewnie wielu czytelników może uznać go za stratę czasu, ale został on świetnie rozpisany. Przede wszystkim, bez zbędnych ceregieli, zwięźle i treściwie wprowadzi nowych odbiorców do świata Star Wars, nie mieszając im zbytnio w głowach. Nie da się ukryć, że tytuł ten skierowany jest w szczególności do najmłodszych, a dla tych ten prolog będzie stanowił dobre i mądre rozwiązanie.

Pierwszy tom Star Wars: Leia daje nam wgląd w to co ukształtowało księżniczkę, która później została jednym z liderów Rebelii. To jednak nie tylko historia, w której liczy się akcja, choć tej nie brakuje. To opowieść o dojrzewającej, nieco zbuntowanej młodej kobiecie, która dąży do osiągnięcia swoich celów. Przede wszystkim ma jednak dobre serce, a ono czasami prowadzi ją na manowce i skłania do wybierania trudnych rozwiązań. Dlatego też przygody tytułowej bohaterki mają niejeden zwrot akcji, zaskakując czytelnika, gdy ten się tego nie spodziewa.

Star Wars: Leia

Czy potrzebujemy więcej Lei?

Początkowo pomyślałem sobie, że przecież o Lei wiemy już tak dużo, że nie ma potrzeby tworzyć kolejnej historii skupionej właśnie na niej. Do lektury mangi podchodziłem zatem sceptycznie. Również, ze względu na fakt, że to Disney, a więc fabuła może być bardzo prosta, na tyle by trafić do jak najszerszego grona dzieciaków. Na szczęście się myliłem. komiks naprawdę szybko mnie wciągnął. Pan Haruichi, który zaadaptował tutaj powieść autorstwa Claudii Gray doskonale uchwycił charakter i ducha bohaterki, którą zapamiętałem z gwiezdnej sagi. Już to wystarczyło by czytać dalej.

A dalej było naprawdę dobrze. Oczywiście, pewien schemat rozwoju fabuły Star Wars: Leia wytłuszczył na wstępie. Wiemy zatem, że w dużej mierze historia skupi się na wspomnianych przeze mnie wcześniej trzech zadaniach. Nie mamy jednak pojęcia jak one się potoczą, a znając zadziorność i waleczność księżniczki planety Alderaan możemy pójść w niespodziewanych kierunkach. Zresztą pierwszy dowód tego dostajemy już na początku tego wyzwania, które bohaterka sama przed sobą postawiła. Na misji humanitarnej wchodzi bowiem w mały zatarg z Imperium. Wydaje nam się, że postępuje dobrze. Jednakże, potem okazuje się, że jej działania pod wpływem emocji mają swoje poważne konsekwencje.

Star Wars: Leia

Akcja i reakcja

W kolejnych rozdziałach mangi Leia zdobywa doświadczenie w polityce, ale także w terenie. Uczy się na swoich błędach, współpracuje z nowo poznanymi przyjaciółmi, ciągle spoglądając w przyszłość. Przy tym twórcy mangi nie zapominają, że jest nastolatką, choćby przez sam fakt, że interesują ją chłopcy, a jej relacje z rodzicami bywają skomplikowane. Komiks robi doskonałą robotę jeśli chodzi o czytelników, którzy pierwszy raz zetkną się tu ze światem Gwiezdnych Wojen.

Pierwszy tom Star Wars: Leia mile zaskoczył mnie także pod kątem wizualnym. Zacznijmy od tego, że w pełni kolorowy prolog wygląda po prostu fantastycznie. Ta skondensowana wersja historii z epizodów I-III jest bajeczna i działa na wyobraźnię. Aż nabrałem ochoty by ponownie obejrzeć te trzy filmy. Co zaś tyczy się reszty komiksu, to ilustracje są naprawdę szczegółowe. Haruichi bardzo dobrze uchwycił znane z poprzednich produkcji/książek/gier postaci. Świetnie wypadają też nowi bohaterowie, którzy pasują do tego świata jak ulał. Styl autora nie jest ani zbyt mroczny, ani zbyt przesłodzony. Manga idealnie balansuje między komedią i dramatem, między pełną akcji przygodą i niezbędnym w wielu przypadkach politykowaniem.

Leia na tak

Star Wars: Leia to świetne wprowadzenie uniwersum do świata mangi. Tytuł powinien zainteresować zarówno miłośników franczyzy jak i fanów tego rodzaju medium. Komiks jest bardzo przejrzysty, łatwy w odbiorze i po prostu bardzo ładny. Czyta się go przyjemnie, a na sam koniec żal, że musimy czekać na kolejny tom. Była to dla mnie bardzo pozytywna niespodzianka. Bardzo duży plus dla Disneya oraz dla Egmontu, który postarał się o piękne, powiększone względem mangowych standardów wydanie.

Ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania mangi chciałem podziękować wydawnictwu Egmont.

We własny egzemplarz mangi możecie zaopatrzyć się pod poniższym linkiem:

https://egmont.pl/Star-Wars.-Leia.-Trzy-wyzwania-ksiezniczki.-Tom-1,72224769,p.html

Leave a Reply