O aktorskim serialu ze świata Gwiezdnych Wojen mówił sam George Lucas jakieś kilkanaście lat temu. Długo nosił się z myślą o stworzeniu takiej produkcji, ale jako główną przeszkodę wskazywał, jakżeby inaczej, pieniądze. Przez lata twierdził, że jeden odcinek kosztowałby 5 mln dolarów, a w grę wchodziła jeszcze kwestia niebotycznej ilości efektów specjalnych i twórcy gwiezdnej sagi niespecjalnie się to wszystko spajało. Inne zdanie w tym temacie miał jednak Disney.
Jakieś półtora roku temu, latem 2018 świat obiegła wiadomość, że powstanie pierwszy serial aktorski osadzony w uniwersum Star Wars! Po czasie okazało się, że za jego stworzenie odpowiada Jon Favreau, a produkcja nosi tytuł „The Mandalorian”. To, co nie udało się George’owi Lucasowi stało się zatem faktem, choć osoby odpowiedzialne za serial nie brały sobie głęboko do serca jego słów.
Składający się z ośmiu odcinków pierwszy sezon serialu opowiada historię łowcy nagród, Mandalorianina, który przypadkowo zostaje wplątany w niezbyt dobre plany osób związanych z upadłym Imperium. Bohater postanawia się im przeciwstawić, a po drodze nie tylko wykonuje różne zlecenia, ale także zdobywa sojuszników i zaprzyjaźnia się z bardzo nieoczekiwaną postacią.
Każdy z odcinków liczy sobie między 30, a 40 minut. Serial, to z kolei – uwaga – western komediowy! Tak. Komediowy, bo humoru jest tu co nie miara. Spodziewałem się mrocznej, pełnej przemocy historii z kosmicznego półświatka, a dostałem naładowaną żartami świetną przygodę z gwiezdno-wojenną mitologią w tle. Było to nie lada zaskoczenie, na szczęście pozytywne.
O samym tytułowym Mandalorianinie nie dowiadujemy się zbyt wiele. Więcej mówi o nim przywiązanie do tradycji i kultury, w której się wychował niż jakiekolwiek jego słowa, a tych zresztą nie wypowiada zbyt wiele. Przez większość pierwszego sezonu jego postać jest owiana tajemnicą, a przez to jest dla widza bardzo ciekawa.
Postać głównego bohatera świetnie uzupełniają wydarzenia, w których bierze udział i osoby które spotyka na swojej drodze. Zobaczycie tu sporo znanych z filmów ras jak choćby Jawa, czy Tuskeni, a trafia się także sporo droidów i różnego rodzaju innych żywych stworzeń. Jak zatem możecie się domyślić, odwiedzamy również przynajmniej jedną znaną planetę, czyli Tatooine. Postacie i miejsca są barwne oraz ciekawe i stanowią bardzo ważny element niezwykłego klimatu „Mandalorianina”.
W obsadzie serialu znalazło się sporo znanych nazwisk, choć nie wszystkich aktorów i aktorki rozpoznacie od razu. W głównego bohatera wcielił się Pedro Pascal, a obok niego na ekranie pojawiają się chociażby Carl Weathers, Gina Carano, Nick Nolte czy Werner Herzog. Gwiazdorska jest także ekipa, która wzięła się za reżyserię poszczególnych odcinków.. Znalazł się w niej chociażby Taika Waititi, oczywiście Jon Favreau, Dave Filoni, czy Deborah Chow. Już same te nazwiska powinny skusić nawet tych serialomaniaków, którzy za Star Wars nie przepadają.
Siłą serialu jest jego prostota. Widać, że twórcy nie dysponowali ogromnym budżetem, scenografia często bywa uboga, ale zupełnie nie przeszkadza to w oglądaniu. Wspominane już kilkukrotnie poczucie humoru jest najmocniejszym punktem produkcji. Pomaga w tym fakt, że główny bohater jest strasznie poważny, co świetnie wypada w zestawieniu z bardziej wyluzowanymi, czy nawet czysto komediowymi postaciami. Do tego wielu z nich wypowiada się lub zachowuje w charakterystyczny sposób, co tworzy naprawdę kolorowy zestaw kosmitów.
Oczywiście, pomimo pewnych ograniczeń budżetowych mamy tu efekty specjalne i dopracowane wizerunki bohaterów oraz świetną choreografię scen walki. Oglądając „The Mandalorian” czuje się klimat oryginalnej trylogii, a produkcję można wręcz uznać za złożony jej hołd.
Klimat doskonale dopełnia oryginalna ścieżka dźwiękowa, jakże odmienna od tego, co mieliśmy okazję usłyszeć dotychczas w filmach. Czuć nutkę współczesności połączoną z melodiami rodem z westernów, a to wszystko doskonale pasuje do kosmicznego uniwersum. Za całość odpowiada Ludwig Goransson, który ma na swoim koncie soundtracki m. in. do Creeda, Atlanty, czy Czarnej Pantery.
Na koniec zostawiam najważniejszy spoiler, o którym i tak wszyscy już pewnie zdążyli powiedzieć i usłyszeć. Baby Yoda. Jest słodki, ale potrafi przestraszyć. Świetnie sprawdza się ten kontrast pomiędzy Mando, a małym Yodą, a jakby tego było mało, to tajemnica jego narodzin i istnienia nasuwa wiele pytań dotyczących wszystkich wydarzeń mających miejsce po „Powrocie Jedi” i sprawia, że za wszelką cenę chcę wiedzieć co wydarzy się dalej i czy dowiemy się czegoś więcej o tajemniczej istocie.
„The Mandalorian” śmiało można określić mianem najbardziej pozytywnej niespodzianki mijającego 2019 r. Jeśli mam wybierać między „Skywalker. Odrodzenie”, a „Mandalorianinem”, to w każdym przypadku wybiorę serial kosztem zakończenia filmowej sagi. Oglądanie produkcji autorstwa Jona Favreau było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jakie spotkały mnie w świecie Star Wars od naprawdę dawna, a lepsza jest tylko wiadomość o tym, że powstanie sezon 2. Zajrzyjcie do odległej galaktyki, bo nie tylko samymi mieczami świetlnymi i walkami Sithów z Jedi człowiek żyje!
Ocena: 9/10