Od jakiegoś już czasu telewizję opanowały programy para-dokumentalne. Kto nie słyszał o „Dlaczego ja”, „Pamiętniki z wakacji” czy „Trudne sprawy”. To tylko kilka przykładów, a już sam pomysł na pierwszy rzut oka wydaje się być głupi. Co nie znaczy jednak, że nie można zrobić porządnego para-dokumentu i tu z pomocą spieszy Netflix.
W zeszłym roku na platformie streamingowej miał premierę „American Vandal” – mockument, opowiadający o następstwach głupiego żartu w pewnej amerykańskiej szkole oraz o próbie odnalezienia winowajcy całego zajścia.
Zacznijmy od tego na czym polegał żart. Na parkingu dla nauczycieli ktoś zniszczył wszystkie samochody. Przez zniszczył, mam na myśli narysował na każdym z nich penisa. Głupi wybryk, który kosztował mnóstwo pieniędzy.
Już na samym początku poznajemy głównego podejrzanego – Dylana Maxwella – szkolnego dowcipnisia, prawdziwego klasowego klauna. Mają miejsce przesłuchania, jeden z uczniów zeznaje, że przyłapał Dylana na gorącym uczynku i w ten sposób zostaje on wydalony ze szkoły. Dwójka uczniów postanawia samemu przyjrzeć się sprawie i przeprowadza własne śledztwo. Przyglądamy się im próbom dowiedzenia niewinności Maxwella oraz odnalezienia prawdziwego sprawcy.
Sporo niedorzeczności jak na jeden akapit, prawda? Skoro ktoś dokonał aktu wandalizmu, to chyba powinna się tym zająć policja, a tutaj dochodzenie prowadzi szkoła i dość szybko zawierza jednemu z uczniów bez dokładnego sprawdzenia wszystkich poszlak, itp. Do tego dochodzą jeszcze samozwańczy reporterzy śledczy, którzy tworzą dokument na ten temat – Peter i Sam – jakby nie mieli nic lepszego do roboty.
Pierwsze wrażenia mogą jednak być mylące. Nie jest to co prawda serial skomplikowany, ale z pewnością nie jest to także serial całkowicie pozbawiony sensu. Widz może bowiem sam próbować odkryć prawdę, zanim dokonają tego bohaterowie, a ci zostali naprawdę dobrze sportretowani.
Przyznam się, że z początku naprawdę wydawało mi się, że oglądam amatorów tylko z bardzo dobrym sprzętem, że nie są to wcale aktorzy. Złudzenie prysnęło jednak w momencie gdy na ekranie pojawiła się dwójka osób, które znam z innych produkcji. Nie sprawiło to, że nagle odechciało mi się oglądać dalej. Wręcz przeciwnie, utwierdziło mnie w przekonaniu że temu projektowi warto dać szansę.
Poznajemy całą grupkę bohaterów, z których każdy mógł popełnić przestępstwo. Postaciom nadano wyraźne cechy charakterystyczne, a fakt że akcja ma miejsce wśród nastolatków, tylko tu pomaga. Młodzi ludzie w końcu znają się na kłamaniu, a już z pewnością młodzi Amerykanie. Na jaw wychodzą sekrety uczniów, ale także nauczycieli.
Serial jest satyrą wszelkiego rodzaju seriali true crime, które przedstawiają przebieg zbrodni. Nie powinniśmy zatem brać do siebie zbyt poważnie wydarzeń, które rozgrywają się na ekranie. Jest bowiem coś urzekającego w prostocie produkcji Dana Perraulty i Tony’ego Yacendy. Trzeba zachować choćby odrobinę dystansu, a seans „American Vandal” stanie się czystą przyjemnością.
Ocena: 7/10