Namnożyło nam się w ostatnich latach westernów, można wręcz powiedzieć, że ten gatunek przeżywa obecnie renesans. Nie oznacza to jednak, że każdy nowy tytuł jest warty obejrzenia i stoi na wysokim poziomie. Łatwo o wtopę. Wśród tytułów, które bardzo pozytywnie wyróżniły się w gronie produkcji opowiadających o Dzikim Zachodzie, znalazł się mini-serial „Godless”.
Podzielona na części historia, to w gruncie rzeczy ponad siedmiogodzinny film. Opowiada ona o Franku Griffinie, zbrodniarzu szukającym byłego członka swojego gangu, który go zdradził i okradł. Mężczyzna ten – Roy Goode – ukrywa się w miasteczku La Belle, co wiąże się m. in. z pomocą pewnej twardej wdowy i ślepnącego szeryfa.
Twórca serialu – Scott Frank – od początku wprowadza kilku głównych bohaterów oraz ich wątki powoli i etapami łącząc je w jedną zgrabną całość. Widz zadaje sobie wiele pytań, zanim wszystko zaczyna nabierać sensu. Dlatego nie martwcie się dużą ilością nietypowych postaci, którymi zostaniecie szybko zarzuceni i cierpliwie oglądajcie co się wydarzy.
Właśnie bohaterowie są tym punktem serialu, dzięki któremu wyróżnia się on na tle innych westernów. Zacznijmy od Franka Griffina. Z jednej strony jawi się nam jako brutalny, pozbawiony sumienia kryminalista, który nie wybacza. Z drugiej strony, często odzywa się w nim prawdziwy katolik, niosący pomoc potrzebującym, głoszący słowo boże i przestrzegający je na swój sposób. Fantastycznie sportretował go Jeff Daniels, który za swój wysiłek został zresztą nagrodzony Emmy. Świetnie uwypukla tę dwoistość charakteru. Do tej pory nie widziałem go w roli czarnego charakteru, tym bardziej nie wierzyłem, że byłby w stanie jej podołać. Na szczęście się myliłem.
Dalej mamy Roya Goode’a (Jack O’Connell), dla którego Griffin do pewnego momentu był jak ojciec, lecz w końcu zdał sobie sprawę ze zła, które wyrządza. Roy, to znawca leśnej flory, rewolwerowiec i zaklinacz koni. To jednak tylko wycinek jego skompilowanej przeszłości. Obok niego istotną rolę odgrywa również szeryf Bill McNue (Scoot McNairy), człowiek złamany przez życie, człowiek który się poddał, a resztkami sił próbuje wyleczyć swój wzrok. Jest jednak gotowy poświęcić się by dorwał Griffina i przechodzi niesamowitą drogę.
Nie można zapomnieć o kobietach. Serial jest pełny ciekawych rol kobiecych, choć na pierwszym planie pojawiają się tylko dwie. Pierwsza z nich, to Mary Agnes, siostra szeryfa, istny symbol feminizmu w miasteczku, jedyna kobieta nosząca spodnie, posługująca się bronią i nie bojąca się zadrzeć z największymi skurczybykami. Wcielająca się w nią Merritt Wever, podobnie jak Jeff Daniels, otrzymała nagrodę Emmy za ten występ. Drugą panią jest wspomniana na samym wstępie odważna wdowa Alice Fletcher, którą miasto wini za wielką katastrofę jaka miała miejsce w tamtejszej kopalni. Z pomocą teściowej wychowuje syna, a żeby było ciekawiej, jest on Indianinem.
Historia każdego z bohaterów idzie do przodu, ale oprócz tego, w formie wspomnień poznajemy bardzo istotne wydarzenia z ich życia, które miały wpływ na to kim są w momencie naszego pierwszego spotkania z nimi. Wprowadza to pewien element tajemniczości i sprawia, że z jeszcze większą ciekawością wyczekujemy jak potoczą się losy poszczególnych postaci. Oglądając mini-serial byłem święcie przekonany, że musi to być adaptacja jakiejś powieści. Tak genialnie został napisany, od dialogów, przez sceny pościgów i strzelanin, aż po piękne, długie kadry otwierające przed nami Dziki Zachód w całej swojej okazałości.
Jeśli chodzi o samo wykonanie serialu, to śmiało można powiedzieć, że „Godless” plasuje się w czołówce westernów. Większość swojej wiedzy o Dzikim Zachodzie czerpałem zawsze z filmów i seriali. Tutaj mamy jasno określony czas i miejsce akcji, a w mniejszym stopniu również tło historyczne. Przenosimy się do Colorado w latach 80. XIX w. Wojna secesyjna już dawno za nami, choć jej skutki nadal można zaobserwować. Samo miasteczko La Bell wygląda jak miejsce, w którym chciałoby się zamieszkać, głównie ze względu na fakt, że przebywają tam same panie. Zdjęcia, za które odpowiedzialny jest Steven Meizler potrafią zaprzeć dech w piersiach.
Serial pokazuje nam cały przekrój społeczny Stanów Zjednoczonych. Są odseparowani czarnoskórzy, zdeprawowani bandycie, Indianie, różne orientacje seksualne. Co więcej, „Godless” prezentuje nam jak wyglądała walka o przetrwanie pod koniec XIX w., kto, co i jak łatwo mogło nas wykończyć, oraz jak brutalni potrafili być kiedyś ludzie. Z drugiej strony, jesteśmy także świadkami tego co jest nam bliskie od zawsze, miłości, dbania o rodzinę, zarówno tę z krwi jak i tę bandycką. Są chwile złości, śmiechu i wzruszenia, a siedem godzin mija naprawdę szybko.
Bez wahania polecam wam mini-serial Netflixa. To ambitna rozrywka, której nie brakuje niczego. Trzyma w napięciu, jest pełna akcji, są bohaterowie z krwi i kości, z którymi od razu załapiecie więź. Do tego świetnie dobrana obsada, Dziki Zachód pełną gębą. Western na miarę dzisiejszych, bardzo dużych możliwości.
Ocena: 8/10