Na świecie istnieje wiele popularnych franczyz. Dziś serca wielu osób podbija Marvel i jego kinowe uniwersum. W telewizji przez lata doczekaliśmy się wielu wersji „Power Rangers”. W Azji taką popularną serią był „Ultraman”. W związku z kolejną fazą rozwoju marki, na początku tego roku zadebiutowało nowe anime Netflixa o tym właśnie tytule, o którym chciałbym wam dziś co nieco opowiedzieć.
13-odcinkowe anime stanowi adaptację mangi i luźno nawiązuje do oryginalnej serii z 1966 r. Wtedy to superbohater z kosmosu pomógł zaprowadzić pokój na Ziemi, scalając się z pewnym człowiekiem. Z serialu dowiadujemy się, że jest to Shin Hayata, który w przeszłości należał do specjalnej organizacji (SSSP), broniącej planetę przed obcym najeźdźcom. Gdy go poznajemy jest już on jednak podstarzałym facetem, ma małego syna i daleko mu do czasów świetności.
Po tym jak ocalił kiedyś ludzkość, utracił pamięć o swoich wyczynach i zwiedzając muzeum Ultramana zaczął sobie co nieco przypominać. Spotkał starego kumpla z SSSP, z którym postanowił omówić ten temat. W tym momencie chciałbym podkreślić jak zagmatwany jest początek tego anime. Jeśli ktoś jest hardcore’owym fanem całej franczyzy, pewnie nie ma problemów z połapaniem się w historii, ale osoba która zaczyna od zera, może poczuć się zagubiona.
Mija 10 lat i spotykamy syna Shina, Shinjiro. Na Ziemi pojawia się kosmita Bemular, a jego celem jest właśnie wspomniany wcześniej Shinjiro, który odziedziczył po swoim ojcu niezwykłe moce Ultramana – zwiększona siła, szybkość, wytrzymałość. Najeźdźca twierdzi, że ta moc nie powinna być na tej planecie, więc postanawia skopać mu tyłek. Na ratunek rusza Shin, ale w wieku 68 lat, nie jest w stanie zrobić zbyt wiele, więc rolę nowego Ultramana musi przejąć jego potomek. I właśnie o stawaniu się obrońcą ludzi – Ultramanem i związanych z tym trudnościach, wewnętrznych konfliktach, itp. opowiada najnowsze anime Netflixa.
Skoro ten skomplikowany początek mamy już za sobą, przejdźmy do tego, co serial ma do zaoferowania. Choć początek jest chaotyczny, z czasem fabuła zyskuje na jakości. Shinjiro dołącza do SSSP i pomaga im rozwiązywać problemy związane z przestępczą działalnością kosmitów. Przez to anime nabiera klimatu thrillera, w którym rozwiązywane są kolejne zagadki kryminalne. Szczególnie ten klimat świetnie wypada w historii, której kulminacja następuje w ostatnim odcinku.
Fantastyczne, choć bardzo brutalne są walki Ultramana i jego partnerów. Widać, że dopracowano ich choreografię i są najjaśniejszym punktem serialu. Krew leje się strumieniami, dochodzi do rozczłonkowania, a niektórzy zostają całkowicie wyeliminowani. Prym wiedzie tu przede wszystkim wyszkolony w sztuce zabijania Dan Moroboshi, najzimniejszy i najpoważniejszy z bohaterów, który nie zawaha się przed niczym by wykończyć swojego przeciwnika. Są sztuki walki, są nadprzyrodzone moce. Robi to duże wrażenie, ale dzieci mogą po tym mieć koszmary.
Przejdźmy do samych bohaterów, bo troszkę ich się nazbierało. Shinjiro, to nastolatek. Ciągnie go do prostych, szkolnych problemów. Liczą się dla niego przyjaciele, nawet zauroczył się w pewnej dziewczynie. Musi jednak wybrać co jest ważniejsze. W kontraście do tego wiedzie życie Ultramana, i w tym przypadku musi się sporo nauczyć. Choć wydaje się być nieco jednowymiarową postacią, ostatecznie przechodzi niezwykłą drogę od zwykłego chłopaka do bohatera.
Oprócz niego, pozytywne wrażenie sprawiają przeróżni kosmici. Jedni są straszni i agresywni, kolejni są sprytni i inteligentni, a jeszcze inni wyglądają na takich, co by muchy nie skrzywdzili. Kosmitów na Ziemi jest sporo, a ich wizerunki są naprawdę odlotowe, choć czasem można poczuć jakby gdzieś się to wszystko już widziało. Można tu wspomnieć chociażby o Edo, kosmicie wspomagającym SSSP, którego głos płynnie się zmienia i po którym nie da się odczytać żadnych emocji.
Tym co na początku może was jeszcze zrazić do „Ultramana” jest sama animacja. Wykorzystano tutaj nietypową dla japońskiego anime trójwymiarową animację komputerową. Niestety w niektórych momentach, serial wygląda jak gra komputerowa w najwyższych ustawieniach odpalona na zbyt słabym sprzęcie, przez co ruchy wydają się być spowolnione. Z kolei w przypadku wspomnianych w poprzednim akapicie walk, animacja jest bardzo płynna i wręcz nie można od niej oderwać wzroku. Dajcie „Ultramanowi” trochę czasu, a się przyzwyczaicie. Z pewnością jest to następny kierunek w jakim anime powinno zmierzać, ale jest on jeszcze daleki od doskonałości.
Jest w tym wszystkim coś z Power Rangers, z Iron Mana, czy innych kultowych tytułów światowej popkultury, ale ta mieszanka kolorów, postaci oraz ich historii naprawdę się sprawdza. „Ultraman” to tego typu serial, który zyskuje w oczach widza z każdym kolejnym odcinkiem. Musicie zatem wykazać się cierpliwością jeśli chcecie przekonać się o najlepszej stronie tego anime. W innym razie może czekać was tylko irytacja, zgrzytanie zębami i okazjonalne uśmieszki.
Ocena: 7/10