Recenzja filmu „Diuna” (2021)

Kiedy w 1965 r. amerykański autor Frank Herbert stworzył, jak się miało później okazać, pierwszą część Kronik Diuny nie mógł spodziewać się jaki sukces osiągnie oraz jaki wpływ jego dzieło będzie miało zarówno na gatunek science-fiction, literaturę, a nawet całą popkulturę. Odrzucana przez kilkunastu wydawców historia w końcu trafiła we właściwe miejsce i z miejsca zyskała uznanie. Za sprawą sukcesu Gwiezdnych Wojen wiele osób postrzegało w „Diunie” potencjał na dochodową franczyzę. Wiele czynników sprawiło jednak, że Diuna komercyjnego sukcesu nie odniosła. Dopiero dziś, ponad 50 lat po premierze książki doczekaliśmy się jej kolejnej ekranizacji, takiej która podobnie jak utwór Herberta może na zawsze zmienić kinematografię.

Stworzony przez kanadyjskiego reżysera, twórcę takich tytułów jak „Labirynt”, „Sicario”, „Nowy Początek”, czy „Blade Runner 2049”, film opowiada niezwykle rozbudowaną historię. Siejący postrach ród Harkonnenów dorobił się wielkiego bogactwa za sprawą handlu „przyprawą”, pomagającą w międzygwiezdnych podróżach. Jej wielkie złoża znajdują się na pustynnej planecie Arrakis. Nieoczekiwanie, Harkonnenowie wycofują się z planety, ofiarowując ją w lenno potężnemu rodowi Atrydów, ich największemu zagrożeniu. Jak niebawem się dowiadujemy, jest to część wielkiego planu pozbycia się wrogów uknuty przez złowieszczego Barona Vladimira.

Już sam początek filmu sugeruje widzowi by przygotował się na stabilny i spokojny rozwój fabuły. Widzimy bowiem napis „Diuna część pierwsza”, choć produkcji tak nie reklamowano. Dzięki tej wiadomości nie powinien dziwić nikogo fakt, że twórcy postawili bardziej na rozwój postaci, na zarysowanie konfliktu, jego najważniejszych graczy, ale także elementów kulturowych, religijnych oraz filozoficznych istotnych dla zrozumienia tej historii. Choć zabrakło tu czasu i miejsca na wiele ciekawych i ważnych wątków z książki, udało się jednak oddać jej ducha, tworząc widowisko jedyne w swoim rodzaju.

„Diuna” to początek historii o dojrzewaniu chłopca, o jego przemianie w mężczyznę, lidera, zbawiciela. Tym chłopcem jest Paul Atryda, w którego wcielił się Timothee Chalamet. Zrobił to w moim mniemaniu naprawdę dobrze, choć trzeba przyznać, że Paul jest postacią skomplikowaną, naznaczoną przez wielką moc jaką posiada, a której nie potrafi jeszcze w pełni kontrolować. Właśnie ten fakt powoduje, że momentami go nie rozumiemy i dostrzegamy w nim pewien rodzaj pustki i sztywności. Zresztą, mam wrażenie, że Villeveuve specjalnie pozostawia wiele kwestii niedopowiedzianymi, nie wyjaśniając dokładnie pochodzenia umiejętności Paula, ani nie zagłębiając się szczegółowo w polityczno-kulturowy aspekt opowieści jaką snuje. Ma to sens gdy wrócimy do jednych z pierwszych zdań wypowiedzianych w filmie „To dopiero początek”.

Bardzo szybko dostrzegamy monumentalność historii, która rozwija się na naszych oczach. Piękne, długie kadry przedstawiające szeroką perspektywę doskonale uzupełniają się ze scenami, w których na pierwszy plan wysuwają się bohaterowie. Pamiętajmy jednak, że sama Diuna, Arrakis jest bardzo ważnym elementem filmu, co reżyser stara się jak najczęściej podkreślać. Od wielkiej piaszczystej pustyni, przez wiejący w oczy bohaterów wiatr, aż po prażące, niebezpieczne słońce oswajamy się z głównym miejscem akcji. Nie sposób nie zachwycić się samą konstrukcją poszczególnych scen, tym jak podkreślają charakter postaci, ale przede wszystkim głębię historii. Za fantastyczne zdjęcia odpowiada Greig Fraser, który miał okazję pracować zarówno przy wielkich widowiskach takich jak Gwiezdne Wojny jak i przy ambitniejszych, dramatycznych tytułach, np. „Wróg numer jeden” czy „Vice”.

Wrażenie zrobiły na mnie zarówno te długie, widowiskowe sceny, chwile grozy i szybkiej akcji jak i te wszystkie momenty, które tworzyły przejścia między poszczególnymi fragmentami filmu. Czasem były to po prostu ujęcia pokazujące miasto, lądujący statek, nieskończony krajobraz Diuny, a kiedy indziej krótkie odcinki, które pomimo swojego czasu zawsze wnosiły coś istotnego do fabuły, by wspomnieć spotkanie Wielebnej Matki Gaius Helen Mohiam z Imperatorem Harkonnenem i jej prośba by nie zabijać matki i syna Atrydów. Wszystko doskonale się tutaj zazębia. Akcja toczy się dosyć wolnym tempem, co nie oznacza braku dynamicznych potyczek, które w większości wywierają kolosalne wrażenie. Efekty specjalne świetnie komponują się z naturalnością Arrakis. Gdy pojawiają się pustynne czerwie po prostu wierzymy, że one tam faktycznie są i istnieją.

Z obrazem doskonale komponuje się muzyka i sam dźwięk. Twórcy wiedzą kiedy uderzyć w widza oraz jak wbić go w fotel. Choć często ścieżka dźwiękowa idealnie akcentuje poważny wydźwięk fabuły, to bywa też, że mocno z nią kontrastuje. Nieraz, w najbardziej nieoczekiwanych momentach dajemy się zaskoczyć przerażającą składanką nut, wręcz wywołującą palpitację. Wsłuchując się w dźwięki Arrakis oraz muzykę towarzyszącą rozgrywającym się na piaszczystej planecie wydarzeniom na myśl przyszedł mi David Lynch oraz sposób w jaki potrafi sprawić, że odgłosy i ich brzmienie mają nie tylko istotne znaczenie, ale również dodatkowe, ukryte znaczenie. Hans Zimmer przeszedł według mnie samego siebie, tworząc feerię dźwięków, która już na zawsze będzie zabierać nas na Diunę.

Najtrudniej jest tutaj ocenić samych bohaterów oraz wcielających się w nich aktorów i aktorki. Jest ich tutaj cała masa, ale tak naprawdę na pierwszym planie mamy matkę i syna, i choć inni mają swoje ważne role, to mam wrażenie, że nie poświęcono im wystarczająco dużo czasu. Zapewne, gdy piszę te słowa przemawia przeze mnie czytelnik „Diuny” Herberta, a nie widz gdyż książka oferuje nam bogactwo mniejszych i większych wątków, których nie sposób zmieścić w jednym, a może nawet dwóch lub więcej filmach. Stąd reżyser siłą rzeczy musiał ukrócić niektóre z nich, a część z nich w moim odczuciu była zbyt istotna by tak postąpić. Tak jest z historią dr Yueha, naprawdę złożoną, sprawiającą, że jego zdrada jest o wiele bardziej zaskakująca i przerażająca, tak jest również z Duncanem Idaho czy Piterem de Vriesem. A trzeba też podkreślić, że w obsadzie znalazło się wielu fantastycznych artystów takich jak Isaacs, Brolin, Bardem, Charlotte Rampling czy Zendaya.

Przez sam fakt, że historia z książki obejmie więcej niż jeden film, część bohaterów choć oryginalna, wyrwana prosto z utworu Herberta, świetnie dostrojona do klimatu „Diuny” zdawała się chwilami nudna, a wręcz nijaka. Po obejrzeniu tego widowiska mam jednak wrażenie, że Villaneuve celowo skupia się na najważniejszych graczach, nieco umniejszając role drugoplanowych postaci. Stąd po seansie na długo w mojej pamięci pozostał okropny Baron Harkonnen, od którego wręcz zieje złem, na którego widok przechodzą ciarki i nie musi nawet wypowiadać ani jednego słowa by stać się najgorszym koszmarem widza. W tym przypadku należy docenić fantastyczny wysiłek Stellana Skarsgarda, ale także osób z działu kostiumów i charakteryzacji, którzy stworzyli prawdziwego potwora. Nie dotyczy to jedynie Harkonnena. To w jaki sposób udało się ożywić kultury oraz wygląd różnych cywilizacji robi ogromne wrażenie. Nic nie wydaje się tu być sztuczne, ani z góry narzucone. To kolejny element pozytywnie wpływający na odbiór filmu.

„Diuna”, to film pokazujący że wielkie historie i widowiska można robić na swój własny sposób. Villeneuve idzie własną drogą, tworząc jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Zabiera nas do świata konfliktu, potęgi, tajemnicy, przeznaczenia. Wprowadza nas na Arrakis, przedstawia sprzymierzeńców i wrogów, zaskakuje i daje do myślenia. W trakcie ostatniej sceny filmu zupełnie nie miałem wrażenia, że nadchodzi jego zakończenie. Myślałem, że została jeszcze godzina, może pół godziny oglądania, tak bardzo pochłonęła mnie historia Harkonnenów i Atrydów. Na szczęście dla mnie oraz wszystkich osób podzielających moje odczucia wobec tego spektaklu „To dopiero początek”.

Ocena: 9/10

Zdjęcia: Warner Bros Pictures

Leave a Reply

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s