Każdy z nas w pewnym momencie potrzebuje wakacji. Jedni chcą odpocząć od pracy, a inni od szkoły. Nawet superbohaterowie zasługują na chwilę wytchnienia i na taką w ostatnim filmie Marvela, pt. „Spider-Man: Far from home” liczył Peter Parker. Jak jednak wiadomo, złoczyńcy nie śpią, nawet w Europie.
Wydarzenia filmu „Avengers Endgame” miały ogromny wpływ zarówno na wszystkich superbohaterów jak i obywateli i przez całość najnowszego rozdziału przygód człowieka pająka twórcy nam o tym przypominają. Jednakże na początek spieszą z wytłumaczeniem całej sytuacji związanej z powrotem osób po pięciu latach.
W tych skomplikowanych okolicznościach musi się jakoś odnaleźć Peter Parker, który cały czas przeżywa śmierć Tony’ego Starka, choć nie tak mocno jak się tego spodziewałem. Zbliża się europejska wycieczka, a bohater chce odpocząć od ratowania swojego małego świata – Quuens – oraz całej planety i towarzyszących temu dramatów.
Generalnie, film opiera się na planie Petera, który chce wyznać swoje uczucia MJ i już ułożył sobie w głowie sposób w jaki to zrobi. Pomóc w tym ma piękny, włoski naszyjnik i wieczór na szczycie wieży Eiffela. Młodemu nikt nie zabroni korzystać z życia, ale jak dobrze wiemy, „wielka moc, to wielka odpowiedzialność”, choć tym razem nasz pajączek wydaje się wyjątkowo nie słuchać tego motto.
Oczywiście, życie Spider-Mana nie może obyć się bez walki ze złoczyńcami. W tym przypadku, nasz bohater dosyć niechętnie dołącza do ekipy Nicka Fury’ego by walczyć z tzw. Elementals – potworami utworzonymi z czterech żywiołów. Główną linię ataku stanowi jednak ktoś inny, zupełnie nowa postać, której dzieciaki z wycieczki nadają pseudonim „Mysterio”, a naprawdę nazywa się on Quentin Beck. Z tą postacią wiążą się co najmniej trzy wielkie zwroty akcji, choć samych niespodzianek jest tutaj o wiele więcej.
Wracając do początku, sama wycieczka wydawała mi się być dosyć drętwa. Było sporo humoru, ale nie wszystkie żarty były trafione. Gdy bohater przypadkowo uderza głową w dzwon, wszyscy się śmiejemy, ale gdy robi to po raz drugi i trzeci, dowcip zaczyna się robić żenujący. Jeśli chodzi o stronę komediową, najlepiej wypada Ned oraz jego wakacyjny związek z koleżanką, Betty, z którą doskonale się rozumie. Jego mądrości dotyczące miłości i korzystania z życia są ponadczasowe.
Drugą osobą, która świetnie spisuje się na tym polu jest Happy. I tu znów mamy do czynienia ze związkiem, a przynajmniej z uczuciem i to do kogo – do seksownej cioci May! Przez to jego interakcje z Peterem są pełne przezabawnej niezręczności. Chyba nie było sceny z jego udziałem, na której przynajmniej się nie uśmiechnąłem. Jednak, nie samą komedią człowiek żyje.
Pajączek zawsze kojarzył mi się z niezwykłymi popisami kaskaderskimi i walkami o genialnej choreografii. „Far from home” nie zawiodło mnie pod tym względem, choć mam wrażenie, że samej walki było mniej niż w „Homecoming”. W tym miejscu trzeba jeszcze podkreślić fantastyczną pracę wykonaną przez ekspertów od efektów specjalnych. W zasadzie, każdy kolejny film Marvela pozytywnie zaskakuje warstwą wizualną charakterystyczną dla przygód danych bohaterów. Dodam tylko, że jeśli o to chodzi, druga połowa filmu po prostu ryje beret.
Tom Holland znów spisał się w roli Petera Parkera/Spider-Mana, choć odniosłem wrażenie, że zaczyna się robić trochę za stary na nastolatka, ale może to tylko kwestia wyglądu, bo jeśli chodzi o samo prowadzenie się bohatera, to doskonale spisuje się jako dojrzewający, odrobinę nerdowaty chłopak. A jak poradził sobie nowy dodatek w MCU, Jake Gyllenhaal? Swoją rolą wniósł sporo świeżości, pokazał wiele stron Quentina Becka, idealnie współgrał z wyżej wspomnianym Hollandem i według mnie twórcy postaci Mysterio – Stan Lee i Steve Ditko – mogą być dumni.
Bardzo spodobał mi się fakt, że film wyjaśnia wszelkie zawiłości związane z tzw. blipnięciem, o czym wspominałem już na wstępie oraz fakt, że jeśli na jakieś wydarzenia bądź zachowania bohaterów wydawały się być dziwne i nie charakterystyczne dla danych postaci, w pewnym momencie każde z nich zostało wytłumaczone i ostatecznie nabierało sensu, choćby to, że Fury wydaje się nie przystawać do tej rzeczywistości, a Beck sprawia wrażenie gościa bez jakiejkolwiek wady. Dlatego z początku możecie być niektórymi kwestiami podrażnieni, ale na koniec zgodzicie się, że wszystko było na swoim miejscu.
Po obejrzeniu „Spider-Man: Far from home”, poczułem że Marvel za bardzo postawił na komedię, a za mało na esencję pajączka. Ta jest tu oczywiście obecna, w końcu bohater próbuje pogodzić swoje życie prywatne z ratowaniem świata, cały czas podważa swoje decyzje, tęsknie za Tonym Starkiem co ma pewien wpływ na jego moce. To wszystko było, ale mam wrażenie, że zaginęło pod nawałem akcji i humoru, Muszę jednak podkreślić, że te wszystkie młodzieżowe elementy historii jak wycieczka, sposób w jaki nastolatki się zachowują, czy sercowe rozterki Petera zostały świetnie oddane. Aż poczułem się naprawdę staro.
Spider-Man doskonale sprawdził się jako wakacyjna historia, w szczególności skierowana do młodzieży, ale zarazem wykonał bardzo dobrą robotę w położeniu podwalin nie tylko kolejnych przygód pajączka, ale również całego uniwersum Marvela (sceny po napisach są dwie i na obu opadła mi szczęka!). Na koniec chciałbym powiedzieć jeszcze jedno. Film naprawdę mi się podobał, ale podobnie jak to miało miejsce w przypadku „Ant-Man i Osa”, oglądając produkcję Marvela czułem jeszcze kaca po wydarzeniach z ostatnich Avengersów, przez co mogłem w pełni nie docenić tego tytułu. „Ant-Man i Osa” przekonał mnie za drugim seansem i zapewne podobnie będzie w przypadku „Far from Home”. Dlatego nie zrażajcie się niczym, podejdźcie do seansu z otwartą głową, a z pewnością będziecie się dobrze bawić.
Ocena: 7,5/10
[…] Sony i Marvel Studios. Tytuł ten jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z produkcji Spider-Man: Daleko do domu i rozpoczyna się od trzęsienia ziemi w życiu naszego bohatera. Teraz wszyscy już wiedzą, że […]
PolubieniePolubienie